Deweloperzy unikają inwestycji w komunikację. Wolą stawiać bloki, bo to się opłaca. Ratusz obiecuje ukrócenie patologii. Czy rzeczywiście? Nowe stołeczne osiedla bez dojazdu, pną się w górę - alarmuje "Życie Warszawy".
Np. dzielnica w rejonie ulicy Towarowej. Tutaj powstanie 1,5 tys. mieszkań. Ratusz nie zmusił dewelopera do inwestycji drogowych, np. odtworzenia przedwojennego przebiegu ul. Siennej. Jak deweloperzy unikają inwestycji w drogi i komunikację?
- Wystarczy przedstawić zaniżone wyniki analiz ruchu - mówi Jan Jakiel ze Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji. Tajemnicą poliszynela jest, że te robi się pod zamawiającego, czyli dewelopera. Jeśli urzędnik nie jest dociekliwy, inwestorowi udaje się wykazać nieprawdę, czyli że po otwarciu osiedla ruch prawie nie wzrośnie.
Warszawiacy dziwią się, czemu podległe wiceprezydentowi Jackowi Wojciechowiczowi miejskie Biuro Architektury zgadza się na osiedla molochy bez dojazdu? - Deweloper ubiegający się o pozwolenie na budowę osiedla musi przedstawić ocenę oddziaływania komunikacyjnego - mówi dr Andrzej Brzeziński z Politechniki Warszawskiej. Do tego są potrzebne opinie miejskiego inżyniera ruchu i Zarządu Dróg Miejskich. - Miasto ma więc argument nacisku na dewelopera: groźbę odmowy pozwolenia - podpowiada.
To jednak tylko teoria. Jeśli nie ma miejscowego planu zagospodarowania, poprawność rozwiązań komunikacyjnych ocenia się na podstawie tzw. warunków zabudowy. Przebieg procedur zależy od "widzimisię" urzędnika.