Władimir Putin w nowej limuzynie. Samochód wyprodukowano w Rosji
Najważniejsze osoby w Rosji od czasu upadku ZSRR jeździły niemieckimi topowymi modelami. Dziś uległo to zmianie. Władimir Putin podczas uroczystości zaprzysiężenia na prezydenta wożony był nową rosyjską limuzyną. To pokaz siły największego państwa świata.
Przejść na swoje
Jak po dzisiejszej uroczystości podkreśla "Russia Today", tylko garstka narodów może pochwalić się limuzyną własnej produkcji, służącą do przewożenia głowy państwa. Dla nikogo nie jest więc tajemnicą, że program "Kortezh", w ramach którego powstała nowa limuzyna Putina, ma przede wszystkim znaczenie wizerunkowe.
Od 1991 r. przedstawiciele najwyższej władzy Rosji korzystali z niemieckich modeli z najwyższej półki. Do tej pory Władimir Putin używał Mercedesa Klasy S o przedłużonym nadwoziu. Wcześniej korzystano z samochodów marki ZIŁ, wyprodukowanych na specjalne zamówienie. Tradycję tę rozpoczął Stalin, który w połowie lat 40. przesiadł się z Packarda Super 12 z 1937 r. do ZIS-a 110. Teraz w użyciu mają być owoce „Kortheza”.
W program, który pochłonął już około 4 mld rubli, czyli blisko 230 mln zł., od początku mocno zaangażowany był Władimir Putin. W skład rodziny wchodzi limuzyna, SUV, sedan i minivan. Plotki głoszą, że Władimir Putin od początku był mocno zaangażowany w program, a niektóre prototypy samochodów testował osobiście. Wystawił też pozytywną opinię nowej limuzynie.
O samym samochodzie, który wiózł Putina podczas inauguracji, wiadomo niewiele. Nic dziwnego. Część jego parametrów - w szczególności w zakresie oferowanej prezydentowi ochrony - to tajemnica państwowa. Do ogólnej wiadomości podano, że sercem limuzyny jest opracowany wraz ze specjalistami z Porsche i Boscha doładowany silnik o pojemności 4,4 l.
Jednostka napędowa rozwija moc 592 KM i dysponuje maksymalnym momentem obrotowym wynoszącym 881 Nm. Efekty pracy silnika przekazywane są przez automatyczną skrzynię, oferującą aż 9 biegów. Podzespół ten został opracowany w Rosji. Tam powstać ma również silnik V12 o pojemności 6,6 l i na razie nieznanej mocy. Z czasem ma on trafić do limuzyn z programu "Korthez". Nie wiadomo jednak, czy oznacza to, że w 14 dotychczas wyprodukowanych limuzynach silnik zostanie wymieniony.
Amerykanie z tyłu
Posiadanie własnej linii samochodów do przewożenia najważniejszych osób w państwie to nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale i prestiżu. Pod tym względem Rosji udało się dać prztyczka w nos Amerykanom. Donald Trump ma dostać swoją nową limuzynę w ciągu kilku miesięcy. W tym swoistym wyścigu zbrojeń USA przegrało – przynajmniej jeśli chodzi o datę oddania limuzyny do użytku.
Jak informuje telewizja Fox Bussiness, amerykański program budowy limuzyny dla prezydenta pochłonął 15,1 mln dolarów, czyli blisko 54 mln zł. Podobnie jak w przypadku tej obecnie używanej, powstała ona na bazie ciężarówki, choć wygląda jak sedan. Nowa limuzyna Trumpa ma być odporna na ataki z użyciem broni palnej, granatów i środków chemicznych. Ostatnią z tych własności zapewnia jej własny obieg powietrza, w którym wykorzystywane są zbiorniki ze sprężonym tlenem.
Cadillac, który jest producentem samochodu, na razie nie podaje szczegółów, a nawet nie ujawnia wyglądu auta. Można jednak podejrzewać, że nie będzie on zabezpieczony gorzej niż obecnie używana limuzyna, do której przylgnął przydomek "Bestii". Opancerzenie zewnętrzne to oczywiście tajemnica, ale przyjmuje się, że Cadillac One ma pancerz o grubości co najmniej 5 cm i grube na 12,5 cm szyby. Te sklejone są z pięciu warstw, między którymi znajdują się kuloodporne powłoki. Podłoga jest wykonana z metalu i komponentów. Jej grubość to 12 cm i potrafi przetrwać wybuch bomby. Drzwi ważą tyle co drzwi Boeinga 757 i są wykonane z tytanu, ceramiki, stali, kevlaru i betonu.
Amerykańska limuzyna przetrwa ostrzał z broni maszynowej, wybuch bomby i atak chemiczny czy biologiczny. Jest to nie tylko mobilny schron, ale i jeżdżący arsenał. Mówi się, że w aucie są strzelby gładkolufowe, pistolety, granaty dymne, pojemniki z tlenem, granatniki i kompletnie wyposażona apteczka z krwią taką, jaką ma prezydent. Samochód napędzany jest silnikiem V8 o pojemności 6,6 l. Jego moc nie została podana do publicznej wiadomości. Można więc powiedzieć, że Rosjanie mieli wysoko postawioną poprzeczkę.