Przełamując fale
- Na rejs ubraliśmy się jak dyletanci, w cienkie ortalionowe kurteczki. Przy pierwszej fali byliśmy mokrzy. Artur miał tenisówki, które wzbudziły rozbawienie załogi i kapitana. Jak się okazało - nie w stroju metoda, choć pozwoliłby nam spędzić więcej czasu na pokładzie - wspomina Sylwia. To było fajne, choć ekstremalne doświadczenie. Artur wciąż nie rozumie, co ci żeglarze widzą w tym morzu.