Przełamując fale
Jest taka tradycja żeglarska, ale nie ma skutków prawnych. - Dla nas to było symboliczne. Nie chodzi o papier, tylko o to, co się wobec siebie deklaruje. Dla nas to równie wiążące, jak ceremonia przed urzędnikiem. W trakcie licytacji Artur był przy mnie, gdy zadałam pytanie o możliwość wzięcia ślubu - żartował wtedy: "Czy na pewno chodzi o mnie?" Żeby postawić kropkę nad i, zaraz po licytacji spytałam, czy mogę jeszcze raz wejść na antenę i się mu oświadczyć. Poprosiłam Artura, żeby siedział w drugim pokoju i słuchał radia - dodaje.