Infiniti EX37 kontra Lexus RX 350
Z parkingu obok leśniczówki Tąpadła ruszamy w górę. Wąska szutrówka prowadzi stąd na szczyt Ślęży, zwanej też Śląskim Olimpem. Legendy mówią, że ta góra powstała wskutek walki, jaką anioły stoczyły z diabłami, zasypując wejście do piekła. Sprawny piechur pokonuje trasę żółtym szlakiem w nieco ponad godzinę. My skrócimy to do kilkunastu minut. Ot, takie nowe znaczenie pojęcia „turystyka kwalifikowana”. Po kilkuset metrach nasze miny nieco rzedną. Lexus da sobie radę. Jego prześwit można łatwo powiększyć. Jedno na-duszenie guzika na desce rozdzielczej i pneumatyczne miechy przesuwają RX o 3 cm w górę. Bez problemu prześlizguje się nad wystającymi w górnej części trasy kamieniami. Z Infiniti mamy problem. Niewielki prześwit zmusza nas do zaangażowania w jazdę tym samochodem dwóch osób. Kierowca pozostaje na swoim miejscu, a pasażer w kucki przesuwa się, stale monitorując przestrzeń pod podwoziem EX-a.