Octavia nie była kobietą
Ten metalowy pręt po prawej to dźwignia zmiany biegów. Cztery do przodu plus wsteczny. Startujemy. Czterdzieści koni wlecze się naprzód. Nawet udaje mi się zmieniać biegi bez zgrzytów. To budzi entuzjazm siedzącego na prawym fotelu właściciela auta. Mówił, że dobry ze mnie kierowca. Musiał jednak być jeszcze w szoku po wcześniejszych jazdach z pogromcami sprzęgła i kół zębatych. Chwalił mnie bowiem po angielsku. Sporo adrenaliny dała mi ta jazda po malowniczych uliczkach kurortu Mariańskie Łaźnie. Każdy bardziej stromy podjazd to redukcja, czasami nawet do jedynki, każdy zjazd to walka z opornymi hamulcami. Każdy zakręt trzeba zaplanować odpowiednio wcześniej. Takim oldtimerem trzeba naprawdę umieć jeździć. Wysiadłem mocno pobudzony. Cała ta jazda przypomniała mi czasy, kiedy przeglądałem strony internetowe, korzystając z modemu telefonicznego. Wszystko działało, ale z takim opóźnieniem, że między moją akcją a komputerową reakcją spokojnie zdołałem wypić kilka łyków herbaty.