Samochody spod znaku smoka
Chiny to dla większości producentów dzisiaj jeden z najważniejszych rynków na świecie i znajdą oni każdy sposób, żeby sprzedać więcej samochodów
Tak robi się biznes
Chiny to dla większości producentów dzisiaj jeden z najważniejszych rynków na świecie. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z firmą produkującą popularne kompakty, czy z luksusową marką z najwyższej półki. Nikt nie może sobie pozwolić na ominięcie Chin. Z szybko rosnącego rynku trzeba wycisnąć ile się da.
Specjaliści od marketingu już wielokrotnie udowodnili, że jeśli tylko istnieje jakiś sposób na wyciągnięcie pieniędzy od klientów, to oni na niego wpadną. Wśród luksusowych marek w Chinach takim hasłem-kluczem jest "przedłużona wersja". Teraz jednak producenci postanowili uderzyć w nutę patriotyczną i, co by nie mówić, nieco stereotypową. W chińskim horoskopie właśnie mamy rok smoka, dlatego producenci wpadli na pomysł, że wystarczy wyszyć tego mitycznego stwora na zagłówku i już można podnieść cenę samochodu nawet kilkukrotnie.
Wydawałoby się, że samochody prezentowane na następnych stronach są najlepszymi przedstawicielami swoich gatunków i nie potrzebują tanich chwytów marketingowych. Okazuje się jednak, że jest inaczej.
Rolls-Royce Phantom Year of the Dragon
Pierwszą firmą, która postanowiła wykorzystać chińskiego smoka do poprawy budżetu był Rolls-Royce. Słynny producent luksusowych limuzyn stworzył edycję specjalną, która otrzymała bordowy lakier ze złotym paskiem. We wnętrzu kolorystyka została utrzymana, a w wielu miejscach - w tym na zagłówkach - pojawił się smok. Drewniane wykończenie otrzymało detale zapożyczone ze starych chińskich mebli, a całość wygląda całkiem ciekawie, ale też nieco pretensjonalnie.
Tajemnicę tej wersji poznamy patrząc w cennik - edycja Year of the Dragon kosztowała równowartość blisko 4 milionów złotych, czyli trzy razy więcej od standardowej wersji najdroższej brytyjskiej limuzyny. Co prawda producent nie podał liczby wyprodukowanych egzemplarzy, ale już wiadomo, że w ciągu dwóch miesięcy sprzedał wszystkie i sporo na tym zarobił.
Aston Martin Dragon 88
W ślad za „Rollsem” poszła kolejna brytyjska marka. Dragon 88 to pakiet stylistyczny, który Aston Martin oferuje do modeli DBS Volante, Virage Coupe i V8 Vantage S. Obejmuje on trzy specjalne kolory lakieru - złoty, bordowy i brązowy, natomiast skórzana tapicerka będzie bordowa, jasno- lub ciemnobrązowa. Również wzory na drewnianych elementach są podobne do tych z Phantoma. Smoki na zagłówkach to już formalność.
Jak nazwa wskazuje - powstanie 88 egzemplarzy oznaczonych Dragon 88. Wszystkie z nich trafią na rynek chiński.
Jeep Wrangler Dragon Design Concept
Również mniej ekskluzywne marki starają się wykorzystać smoka. Specjalna edycja Wranglera to jednak tylko koncept, który w Pekinie ma spowodować, że Chińczycy przyjmą Jeepa jak swojego. Trzeba zauważyć, że amerykanie poszli na całość. Otóż smok ciągnie się przez całą długość Wranglera i wchodzi aż na maskę. To dopiero początek inwazji. Kolejny złoty stwór znajduje pod maską i pilnuje silnika, a jeszcze jeden znalazł się na kole zapasowym.
Myślicie, że to koniec? O nie! Smocze zagłówki to zdaniem producentów samochodów coś co każdy w Chinach musi mieć. Niestety w Jeepie stwory zostały tylko nadrukowane, a nie wyszyte, ale i tak idealnie pasują do złotych boków foteli, a jeszcze jeden znalazł się przy schowku na rękawiczki. Jeśli przegapiliśmy jakiego smoka, to go bardzo przepraszamy.
Bugatti Veyron Grand Sport Wei Long
Jaka marka podniosła tworzenie edycji specjalnych do miana sztuki? Oczywiście Bugatti, które za nowy kolor lakieru i francuską nazwę potrafi "skasować" setki tysięcy złotych (albo i euro). Wersja Wei Long to niewiele więcej.
Nabywca tego jedynego w swoim rodzaju egzemplarza pokazanego w Pekinie otrzyma nowe felgi, bordową tapicerkę i specjalne oznaczenia, że jest wersja przygotowana na rok smoka. Tym razem na zagłówkach znalazło się właśnie chińskie oznaczenie edycji specjalnej, natomiast smok wylądował na tabliczce pomiędzy fotelami. Całości dopełniają porcelanowe wstawki i coś czemu na pierwszy rzut oka nie mogliśmy uwierzyć - dywaniki, które wyglądają jakby zostały zabrane z łazienki.
Oczywiście taki "one-off" musi kosztować. Bugatti wyceniło tę wersję specjalną na 1,58 mln euro, czyli równowartość 5 mln zł.