Mamy klienta
Oszuści żerują także na tych, którzy chcą sprzedać samochód. Czasami na tyle sprytne, że próba wyplątania się z niego może sprowadzić na nas kłopoty.
"Witam! Mam klienta na pana auto. Proszę koniecznie podjechać". SMS-y o takiej lub podobnej treści są rozsyłane do wielu posiadaczy samochodów. Wystarczy wystawić auto na sprzedaż w jednym z internetowych serwisów, służących do zamieszczania tego typu ofert. Autorami wiadomości są komisy, które zachęcają właścicieli do skorzystania z ich usług. Wielu zmotoryzowanych przystaje na propozycję komisu, bo przecież jest już klient, który chce auto kupić i to on - w myśl zapewnień firmy - ponosi koszty prowizji. Działanie pod wpływem emocji sprawia, że wiele osób nie czyta umowy, którą do podpisu przedkłada komis.
W wielu przypadkach okazuje się, że samochodu, który przecież miał "zejść na pniu", w rzeczywistości nikt nie kupuje. Auto stoi w komisie przez miesiąc lub dwa, aż wreszcie poirytowany właściciel postanawia je odebrać i sprzedać na własną rękę. Niestety, nim odzyska kluczyki, musi wyjąć portfel. Okazuje się, że nieprzeczytana przed podpisaniem umowa określa stawkę za każdy rozpoczęty miesiąc postoju samochodu na placu komisu. Dodatkowo niektóre firmy obciążają właściciela kosztami rzekomego mycia pojazdu przed prezentacją klientowi. Niestety, po upływie miesiąca od wstawienia samochodu do komisu nie można stwierdzić, czy rzeczywiście został on umyty, a nawet czy klient, który rzekomo chciał kupić nasze auto, w ogóle istniał.
Kwota, jakiej nieuczciwe komisy żądają od osób chcących pozbyć się samochodu, to zazwyczaj kilkaset złotych. Odmowa zapłaty może ściągnąć na naszą głowę kłopoty. W końcu sami podpisaliśmy umowę.
Opr. Tomasz Budzik, Wirtualna Polska