Porsche 550 Spyder
James Dean, gwiazda "Buntownika bez powodu", był jednym z największych ówczesnych celebrytów.
Aktor i miłośnik sportów motorowych nie mógł sobie odmówić szybkiej jazdy. Jego Porsche 550 Spyder było wręcz stworzone do tego. Niestety "mały drań", bo taki przydomek dostało auto, okazał się zimnym zabójcą.
30 sierpnia 1955 roku Dean zginął za kierownicą swojego auta na kalifornijskiej drodze stanowej Route 466, zderzając się niemal czołowo z Fordem Tudorem. Jego Porsche jechało wówczas sporo ponad 100 km/h, z nieco mniejszą prędkością podróżował kierowca Forda, który w ostrych promieniach słońca nie zauważył niskiej, srebrnej karoserii "małego drania". chciał skręcić w odchodząca w lewo drogę i uderzył w nadjeżdżające Porsche.
Ale to nie koniec dokonań "przeklętego" auta Deana. Wrak zabrany z miejsca wypadku został odkupiony od policji przez George'a Barrisa, właściciela warsztatu samochodowego i zmiażdżył nogę jednego z mechaników, gdy ściągano go z lawety. Dwie całe opony ze zniszczonego auta zostały sprzedane przez właściciela warsztatu i po jakimś czasie eksplodowały podczas jazdy, przyczyniając się do kolejnego wypadku.
Wrak "małego drania" usiłowano także obrabować, ale jeden ze złodziei uwięził rękę próbując ukraść kierownicę, a następnie rozciął całe ramię o kawałek podartej blachy, drugi poranił się podczas próby zdjęcia zakrwawionej tapicerki z fotela kierowcy.
Właściciel warsztatu postanowił w końcu oddać lokalnej policji wrak auta, by używała go jako przestrogi dla młodych kierowców. Pierwszy garaż w którym go ulokowano przed pokazem w jednej z lokalnych szkół spłonął, jednak samochód pozostał nietknięty. Porsche następnie ulokowano na specjalnej wystawie w szkole, gdzie spadło z podpór i połamało nogi jednemu z uczniów. Wówczas zdecydowano o ostatecznym zezłomowaniu go, ale podczas transportu kierowca lawety stracił panowanie nad ciężarówką i wjechał do rowu, wypadając z kabiny. Przewracający się samochód zgniótł go.
Policja wówczas postanowiła zwrócić samochód Barrisowi, ale "mały drań" nigdy do niego nie dojechał. Został zabrany przez jakąś lawetę z miejsca ostatniego wypadku i rozpłynął się bez śladu.