Po kilku tygodniach treningów na torze, gdzie uczył się opanowywania poślizgów i techniki rajdowej, Adam Małysz coraz więcej czasu spędza w terenowym porsche, którym za pół roku wystartuje w Dakarze. Ostatnio były skoczek narciarski trenował na szutrowych nawierzchniach w Chorwacji. Jeździł tam po wąskich drogach nad urwiskami.
– Było bardzo wysoko i wąsko. Widoki zapierały dech w piersiach. Obyło się bez nerwowych sytuacji, lecz potrzeba bardzo dużo spokoju i precyzji, żeby tam jeździć. Za to przeżyłem niezmierną frajdę – stwierdził.
Na zdjęciach i filmach kręconych z perspektywy kierowcy widać doskonale, że na malowniczych trasach Małysz ryzykował życie. Każdy jego błąd i utrata kontroli nad rozpędzonym autem mogły skończyć się tragedią.
– Kierowca musi mieć świadomość zagrożenia. W tego typu rajdach żeby dotrzeć do celu trzeba jechać z głową. Nie zna się trasy. Ona jest tylko narysowana, ale też te szkice i opisy nie zawsze są takie, jak rzeczywistość. Należy bardzo uważać i być przygotowanym na wszystko. Tym bardziej, że ma się obok siebie drugiego człowieka i jest się za niego odpowiedzialnym. Choć z drugiej strony ja wykonuję polecenia pilota. Jeśli on popełnia jakiś błąd, ja go powtarzam. Musimy więc sobie ufać – mówi Adam, który coraz lepiej rozumie się ze swoją ekipą.
– Jesteśmy zgrani i intensywnie współpracujemy. Zespół to nie tylko piloci i kierowcy, ale również mechanicy, którzy wkładają wiele serca w pracę przy samochodach. Zaczynamy być przyjaciółmi, a to bardzo ważne – cieszy się zawodnik RMF Caroline Team.
Polecamy na Fakt.pl
Jeleń pogodził się ze Smudą