Wbrew zapowiedziom organizatorów Pucharu Świata w skokach w Zakopanem Adam Małysz nie podjął jeszcze decyzji ws. przyjazdu do zimowej stolicy Polski na piątkowy i sobotni konkurs. Twierdzi, że jeśli przyjedzie na zawody, to tylko incognito.
- Zaskoczyły mnie wypowiedzi, że mam być w Zakopanem, skakać jako honorowy przedskoczek lub wręczać nagrody. Nikt ze mną tego nie uzgadniał i nie wiem nic na ten temat. A nie chciałbym robić za małpkę - powiedział dziennikarzom Adam Małysz, który w środowe popołudnie wylądował na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina.
- Troszkę mnie to zdenerwowało, bo chciałbym pojechać do Zakopanego, ale prywatnie. Jeśli faktycznie pojadę to na pewno incognito - żeby spotkać się z kolegami i obejrzeć sobie konkurs. Dopiero wróciłem z Rajdu Dakar i jestem po prostu zmęczony - wyjaśnia „Orzeł z Wisły”.
Adam Małysz nie obawia się, że konkursy PŚ w Zakopanem stracą na popularności ze względu na zakończenie przez niego kariery skoczka narciarskiego.
- Słyszałem wypowiedź prezesa PZN i kogoś ze związku, że sprzedano 26 tysięcy biletów. Myślę więc, że konkursy nie straciły na jakości i mam nadzieję, że nie stracą. Jeśli kibice dopiszą, to wszystko powinno być dobrze - twierdzi.
W trakcie Rajdu Dakar były skoczek na bieżąco śledził wyniki, uzyskiwane przez zawodników w Turnieju Czterech Skoczni.
- Non stop dostawałem wiadomości, kto wygrał i jak poszło naszym chłopcom. Skoki to było moje życie i zawsze będę je śledził. Nie mogę jednak powiedzieć, że brakowało mi tych zawodów. Miałem do spełnienia inną misję - taką, która zastępowała mi skoki. To, że nie było mnie na TCS nie sprawiało mi więc bólu i cierpienia - przekonuje Małysz.
- Już dawno pogodziłem się z tym, że jestem w takim wieku, że ciężko byłoby mi dalsze sukcesy jako skoczkowi narciarskiemu. Chciałem jednak dalej spełniać swoje marzenia, więc wystartowałem w Dakarze. Dalej jednak kibicuję polskim skoczkom i będę ich wspierał, jak tylko mogę - zapowiada.
Michał Bugno, Wirtualna Polska