W branży motoryzacyjnej występują różne spotkania, takie na które nie masz ochoty się wybierać, te których wiele i niczym szczególnym się nie wyróżniają. Są też takie, za które oddałbyś jeden dzień swojego życia. Zapraszam na spotkanie z Lexusem RC-F który... zabrał jeden dzień z mojego życia.
Co to było za wydarzenie? Bardzo japońskie, bardzo brytyjskie i bardzo szybkie. Podlane technologią i tak zwanym hi-tech. Wszystko za sprawą Lexusa, który zorganizował pokaz swoich najmocniejszych punktów w podpoznańskich Bednarach. Początek jest spokojny, wsiadam do nowego NX-a, średniej wielkości SUV-a, który swoim wyglądem przypomina szkice pięciolatka zakochanego w Gwiezdnych Wojnach i Ironmanie razem wziętych. Wszystkie zdjęcia i rendery zamieszczone w sieci nie oddają tego, co widzisz na żywo, NX jest spójny, wygląda bardzo niecodziennie, ale atrakcyjnie, agresywnie, choć jest w tych kształtach nawet coś spokojnego, projektanci Lexusa przeszli samych siebie. Nowy język stylizacyjny marki może się podobać lub nie. Mnie się podoba, jest inny, w dobrym guście i z fantazją. Takich realizacji jest niewiele. Producenci boją się kombinowania, Lexus nie. Ale o tym jeszcze przy okazji wisienki na torcie, czyli potężnym modelu RC-F…
* ILE WART JEST TWÓJ SAMOCHÓD? MOŻESZ SIĘ ŁATWO PRZEKONAĆ *
Zatem, wsiadam do NX-a. Tyle, że nie jest to klasyczna jazda mająca pokazać wszystkie zalety tego modelu, to próba pokazania technologii. Zaawansowania. Wszystkie szyby pokryte są folią, czarną jak smoła, nie widać przez nie absolutnie nic! Zamykam drzwi i w środku jest ciemno jak w… sami wiecie gdzie. Na czym polega próba? Lexus NX wyposażony jest z system czujników i kamer, które pokazują obraz wokół auta w czasie rzeczywistym. Funkcja ta pomaga w parkowaniu, i na parkowaniu się tutaj skupimy. Wzrok mam wbity w monitor na konsoli środkowej, ruszam, w ślimaczym tempie, obserwując jedyny łącznik ze światem zewnątrz, czyli obraz z kamer.
Jazda jest prosta, w ten sposób mógłbym przejechać przez centrum wielkiego, zakorkowanego miasta. Obraz jest wysokiej jakości, reakcje trzeba nieco dostosować do obrazu, ale spokojnie można się tego nauczyć. Najpierw prosta, później długi łuk, i zatrzymujemy się. Instruktor nakazuje zaparkować tyłem w prostopadłą zatoczkę, na ekranie widzę pomost niewiele większy od obrysu NX-a. Obok woda, łódka, ale czy to tylko udająca pomost instalacja? Czujnie parkuję, idealnie. Instruktor radzi, aby otworzyć drzwi i zobaczyć gdzie stoimy. Otwieram. Z dwadzieścia centymetrów obok woda, plastikowe kaczki, dalej łódka, wszędzie woda, a NX stoi na drewnianym pomoście! Wracam cały czas się uśmiechając, nowoczesna technologia jest fantastyczna, wykorzystywana w odpowiedni sposób staje się bardzo pomocna.
Stacja druga. RC-F po brytyjsku…
Ubieram balaklawę, kask, podjeżdża pomarańczowy RC-F, słyszę już go z oddali, siadam na fotelu pasażera, obok siedzi Ben Collins, powszechnie znany jako stary Stig z motoryzacyjnego programu Top Gear. Witam się grzecznie, zapinam pas, ruszamy… Obraz za szybami zaczyna się rozmazywać, długa prosta kończy się bardzo szybko, hamujemy w miejscu gdzie w życiu bym nie odważył się zahamować. Lewy zakręt, prawy, podjazd na górkę, wszystko w pełnym uślizgu, Collins zna tę próbę doskonale, wie jak się złożyć, aby trafić na szczycie na kontynuację drogi, jeszcze kilka, kilkanaście zakrętów, nawrotów, kółek wokół beczki i wracamy na metę. To jest Gymkhana, bardzo widowiskowe, bardzo powiązane z paleniem opon. Spalanie rzadko kiedy schodziło poniżej 50-60 litrów! Wszystko na wysokich obrotach, korzystając do woli z 477 koni mechanicznych uwięzionych w 5-litrowej jednostce napędowej V8. Lubię to. Oczywiście. Podajemy sobie ponownie ręce, i wychodzę z auta. Teraz wiem, do czego Stig, i do czego RC-F są zdolni jako zespół.
Brytyjczyk panuje nad każdym manewrem jakby to był spacer po leniwej alejce w parku. Zagadywanie go nie rozprasza, wszystko wykonywane perfekcyjnie. Psia krew, też bym chciał tak potrafić…
Stacja drifting…
Jakby jazdy bokiem było mało, przechodzę do kolejnej próby. Ośrodek w Bednarach posiada owal z matą poślizgową na której można pokusić się o jazdę w kontrolowanym (bardziej lub mniej) uślizgu. Najpierw Mateusz Lisowski, utalentowany kierowca wyścigowy pokazuje jak to można zrobić, i spokojnie pokonuje dobre dwa, trzy okrążenia driftem, komentując i wykładając technikę. Wsiadam i, cóż, łatwo nie jest. Raz wychodzi, raz mniej. Zdecydowanie trzeba poćwiczyć! Ale i tak jest przyjemnie. A wszystko w małym Lexusie IS. I właśnie na IS-ie się na chwilę skupimy, bo kolejna stacja, to rozróżnienie dwóch wariantów – IS w spokojnej odsłonie, oraz w wersji IS F Sport.
Różnice sprowadzają się przede wszystkim do układu zawieszenia, bardziej sztywnego, przeznaczonego dla tych, którzy lubią mieć więcej do powiedzenia w zakrętach, i poświęcą nieco komfortu dla sportowych doznań. Trasa jest usiana zmianami kierunków, slalomami, są zacieśniające się łuki, wszystko to, co ma wpływ na zawieszenie. Zestrojenie wersji F Sport jest o wiele bardziej sportowe, wszystko mogę pokonywać znacznie szybciej, znacznie pewniej. Lubisz dynamiczną jazdę i chcesz Lexusa? Koniecznie spróbuj F Sport!
Deser… na literę F!
Na koniec wreszcie mogę spróbować deseru, tego po co przyjechałem. Lexus RC-F! Przyznaję, jestem już lekko znudzony oczekiwaniem, wszystko trwa bardzo długo i jest cholernie zimno. Czym jest to auto? Dwudrzwiowe coupe, o wyglądzie który jest tak niecodzienny, że można go wyłącznie albo kochać, albo nienawidzić. Kształty, wszystkie zaginające się w miejscach, w jakich do tej pory auta się nie zaginały, ostre linie, zagłębienia, projektanci Lexusa potwierdzają, że wszystko miało przede wszystkim wyglądać, ale też wygląd jest spowodowany aerodynamiką, dlatego ukształtowany jest w ten, a nie inny sposób, aby zapewnić stabilność, odpowiednią siłę docisku, chłodzenie etc.
Wnętrze jest oczywiście luksusowe, gdy wpadam w fotel kierowcy, wiem, że jestem we właściwym miejscu. Zaprojektowany tak, aby podpierał, opatulał wręcz kierowcę, zapewniając doskonałe trzymanie boczne. Siedzi się bardzo nisko, przez niewielkie szyby boczne widać niewiele, pozycja za kierownicą jest świetna. Nie ma oczywiście co się rozpisywać o miejscu z tyłu (RC-F to konstrukcja typu 2+2), bo jest tam po prostu ciasno jak w tureckim więzieniu. Nie ma też co się rozwodzić o poziomie wykończenia, bo siedzę w Lexusie, wszystko jest wysokiej jakości, i tylko malkontent może narzekać.
Wszystko co teraz najważniejsze znajduje się kilkanaście centymetrów przed moimi stopami, to jednostka napędowa - pięć litrów pojemności, 477 koni mechanicznych, bez sterydów, bez wzmacniaczy. Maksymalny moment obrotowy wynosi 530Nm. Pierwsza setka pojawia się już po 4,5 sekundy, a maksymalnie rozpędzić się możemy do 270km/h. Ja rozpędzam się do niecałych dwustu, i już muszę hamować, bo długa prosta kończy się szybciej niż oczekiwałem. Tor jest podchwytliwy, kilka zaciskających się zakrętów, gdzie podsterowność powinna górować, jednak nic takiego się nie dzieje, może mamy tylko lekką sugestię podsterowności, którą łatwo okiełznać.
To auto ma sprawiać przyjemność kierowcy. Wszystko jest temu podporządkowane. Dźwięk V8-ki robi tutaj całą „robotę”. Można się od niego uzależnić. Poważnie. Czujesz, że zaczyna go brakować, i już trzęsą się Tobie ręce. Niewiele już takich aut zostało, i niewiele zapewne powstanie. Warto kupić, bo niebawem zabraknie takich emocji. Wszyscy już wchodzą w turbosprężarki, kompresory, a to jeden z ostatnich, prawdziwych muscle car’ów. Mercedes się poddał, tak jak BMW. Lexus w tej chwili pozostaje na straży naturalnej potęgi. Czy jest najlepszy? Lepszy od BMW i Mercedesa? A czy to ważne? Pewnie nie, trochę zbyt ciężki, ważąc 1800 kilogramów, ale przez swój charakter zdobył moje serce. I przecież w ruchu ulicznym nie liczą się setne części sekundy. Liczy się charakter, a tego Lexusowi nie brakuje, i ma go chyba więcej, niż cała konkurencja razem wzięta…
Pomimo swojej „naturalnej mocy” płynącej z silnika, znajdziemy w RC-F-ie całą masę elektroniki. Sterując pokrętłem na konsoli środkowej zmieniamy charakterystykę jazdy. Kontrolować możemy wszystko co ma wpływ na prowadzenie, czyli pracę amortyzatorów, czas reakcji na pedał gazu oraz tryb pracy 8-biegowej automatycznej skrzyni. W najbardziej agresywnej formie, czyli Sport S+, auto przeistacza się w drapieżcę. Każde, nawet najmniejsze muśnięcie gazu przekłada się na nerwowe szarpnięcie, czujesz, że silnik wyrywa do przodu, warczy, a całe auto chce więcej i szybciej. W tym trybie nieskrępowane obroty docierają pod czerwone pole, redukcje biegów potrafią pomóc przed wejściem w zakręt.
Auto jest bardzo stabilne, czasem nawet nie wiadomo, czy to zasługa elektroniki, czy umiejętności. Nie oznacza to jednak braku emocji, te są dostarczane przez silnik, i ma się wrażenie, że przepływają wraz z benzyną przez całe ciało. Czy to auto doskonałe? Absolutnie nie. Czy warte swojej ceny? Absolutnie tak! A propos ceny – okolice 400 tysięcy złotych, w zależności od wersji. Niemieccy konkurenci mają problem? Tak, z osobowością, na tle Lexusa wypadają blado. RC-F udowodnił, że fantazją można nadrobić niektóre braki...
Michał Grygier/ll/moto.wp.pl