Niemieckie media z niedowierzaniem informują o zdarzeniu drogowym, do którego doszło w nocy z wtorku na środę pod Würzburgiem w środkowych Niemczech. Kierowca polskiego TIR-a przez pomyłkę wjechał na most w stanie rozbiórki i dosłownie przeleciał nad sześciometrową dziurą nad rzeką Men.
„To wyczyn jak z filmów z Jamesem Bondem” - pisze Süddeutsche Zeitung. Polski kierowca nie zauważył objazdu i rozpędzoną ciężarówką wjechał na demontowany most. Kiedy dojechał do końca drogi, jego pojazd wzbił się w powietrze i przeleciał nad sześciometrową dziurą w miejscu, w którym rozebrano wcześniej kawałek mostu. Sześć metrów dalej wylądował na jeszcze zachowanym fragmencie konstrukcji. Przy "lądowaniu" w ciężarówce pękła przednia oś i tylko dlatego pojazd zdołał się zatrzymać. W przeciwnym wypadku runąłby do rzeki z wysokości 16 metrów.
Niemiecka policja mówi o wielkim szczęściu, które miał 46-letni polski kierowca. "Czuwał nad nim chyba cały zastęp Aniołów Stróżów" - powiedział jeden z funkcjonariuszy na miejscu wypadku. Policjanci zachodzą w głowę, w jaki sposób ważący 40 ton TIR mógł przelecieć nad kilkumetrową dziurą w moście.