- Start w wyścigu nie będzie dla mnie wstrząsem poznawczym - mówi Gazecie Wyborczej Robert Kubica.
Gazeta Wyborcza: Czego pan oczekuje po tym wyścigu, pierwszym i przez to wyjątkowym.
Robert Kubica: Niczego nadzwyczajnego. Chciałbym wysiąść w niedzielę z bolidu i powiedzieć sobie, że zrobiłem dobrą robotę - takie mam oczekiwanie. Nie będzie to łatwe.
Dziś przejechał Pan zaledwie 50 kilometrów. Rano w ogóle nie wyjechał Pan na tor. Czy to wystarczy, aby się przygotować do pierwszego wyścigu w F1?
- Przejechałem 11 okrążeń. Najpierw pięć, a potem poćwiczyliśmy starty. Wolałbym więcej, ale mamy jeszcze poranną sesję treningową i kwalifikacje, więc jeszcze sobie pojeżdżę.
Czy bardzo przeszkadza to, że zespół nie ma trzeciego kierowcy?
- Przeszkadza, ale z drugiej strony, jakbyśmy mieli zatrudnić kogoś niedoświadczonego, od którego nie dostalibyśmy wystarczająco dużo danych o samochodzie, to też nie byłoby dobrze. Myślę, że w GP Turcji [za trzy tygodnie] już będziemy mieli. Tylko nie wiadomo, czy będę to ja, czy ktoś inny.
Na treningu miał Pan czas bardzo zbliżony do wyniku Nicka Heidfelda. Czy to Pana zadowala?
- Czas nie jest ważny. To tylko trening, tu się pracuje nad ulepszeniem samochodu. Jakbym miał podobny czas do jego czasu podczas kwalifikacji, byłbym zadowolony. Dzisiaj na torze nie było sucho, nie byliśmy na to dobrze przygotowani, głównie chodzi o opony.
Hungaroring jest kręty, wąski. Czy to Panu odpowiada?
- Przede wszystkim ten tor jest dziurawy [to przenośnia Kubicy, bo oczywiście dziur nie ma, ale asfalt jest położony niezbyt równo, dawno temu i kilka zespołów myślało nawet nad zastosowaniem specjalnego systemu amortyzacji]. Trudno po nim jeździć. Trudno było utrzymać się w torze - z powodu opon. Było trochę za zimno i za mało na asfalcie było gumy [przy ciepłym torze samochody wchodzące w zakręty zostawiają na asfalcie ślad gumy, dzięki któremu kolejne samochody mają lepszą przyczepność]. Jutro będzie lepiej.