W niedzielę w Grand Prix Australii młode wilki Formuły 1 zaczynają walkę o schedę po Michaelu Schumacherze. Wśród nich 22-letni Robert Kubica - nie bez szans. Transmisja w Polsacie – pisze Gazeta Wyborcza.
Tych młodych, głodnych drapieżników na topie jest czterech - Lewis Hamilton z McLarena, Heikki Kovalainen z Renault, Nico Rosberg z Williamsa i nasz Kubica z BMW Sauber. Wszyscy zaczynali w kartingu. Rosberg, Hamilton i Kubica znają się od 10 lat, często ścigając się w tych samych zawodach. Lewis i Rosberg przyszli do F1 jako zwycięzcy serii GP2, najwyższej po F1, Kovalainen w 2005 r. przegrał tylko z Rosbergiem. Wszyscy uważają siebie nawzajem za najgroźniejszych przeciwników, jakich spotkali na swojej drodze, nie pamiętając o dwukrotnym mistrzu świata Fernando Alonso (McLaren) czy dwukrotnym wicemistrzu Kimim Räikkönenie (Ferrari)
.
Niemal w tym samym czasie - między pierwszym i ostatnim awansem do F1 tej czwórki mija zaledwie 12 miesięcy - trafili do zespołów z absolutnej czołówki.
Który z nich stanie się megagwiazdą, zawładnie wyobraźnią kibiców, wypchnie z niej pamięć po Michaelu Schumacherze, siedmiokrotnym mistrzu świata, który w 2006 r. zakończył karierę?
(...) Dla wszystkich może to być przełomowy sezon. Również dla jedynego Polaka w F1, choć przecież zaledwie pół roku temu debiutował w GP Węgier, gdzie pojechał wspaniale, lecz - trochę przez własne niedoświadczenie, ale głównie przez niedopatrzenie zespołu - został zdyskwalifikowany za zbyt lekki bolid, i choć niedługo później wywalczył trzecie miejsce na podium w GP Włoch.
W niedzielnym wyścigu Kubica dysponuje sporymi atutami. Polakowi sprzyja ulubiony, półuliczny charakter toru. Piątkowe treningi pokazały też, że Kubica (i jego partner z zespołu Nick Heidfeld) jeździ maszynką do produkowania prędkości, która może zapewnić mu miejsce na podium, a już z pewnością można nią walczyć o punkty.