Dziewiąty etap Rajdu Dakar okazał się pechowy dla Krzysztofa Hołowczyca. Dachowanie na 20 kilometrów przed metą kosztowało go kilka cennych minut. Strata byłaby jeszcze większa, gdyby nie motocyklista, który zatrzymał się, aby pomóc postawić auto na koła.
- Mieliśmy ogromne szczęście, że to było tuż przed metą, więc byli kibice. Przyszło trzech, więc w sumie w pięciu próbowaliśmy przewrócić samochód na koła. Ale to prawie 2,5 tony. Nie dalibyśmy rady, gdyby nie nadjechał jakiś motocyklista - przyznał "Hołek" w wywiadzie dla internetowego wydania "Gazety Wyborczej".
Anonimowy motocyklista widząc problemu załogi Orlen Teamu, zatrzymał się i pomógł w postawieniu samochodu na koła. Hołowczyc był pod wrażeniem zachowania zawodnika, którego nawet nie znał. - Jego wagi nam brakowało, by przeważyć auto. To niesamowite, bo on przecież też walczył w rajdzie, a pomógł nam. Szkoda tylko tych minut, gdy cały dzień pracuje się na wynik - powiedział.
Pomimo wypadku "Hołek" utrzymał trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Jego strata do Stephane'a Peterhansela wzrosła do blisko 17 minut, ale Hołowczyc się nie poddaje i zapowiada walkę na kolejnych etapach.