W tym sezonie Nick Heidfeld wyciska ze swego bolidu znacznie mniej niż polski kierowca. Do Kanady jedzie z dużymi nadziejami na odmianę kiepskiej passy.
- Zeszłoroczne Grand Prix Kanady było dla mnie wyjątkowe – uważa niemiecki zawodnik. – Byłem trzeci w kwalifikacjach, a wyścig ukończyłem na drugiej pozycji. W związku z wypadkiem Roberta, wynik zszedł na drugi plan. Dopiero wtedy, kiedy dowiedzieliśmy się, że z nim jest wszystko w porządku, mogliśmy się cieszyć z dobrego rezultatu - wspomina Niemiec.
- Liczę, że i w tym roku będę w stanie dobrze pojechać w Montrealu. Wciąż pracuję z naszymi inżynierami, aby szybko doprowadzać opony do odpowiedniej temperatury, a co za tym idzie, do odpowiedniej przyczepności bolidu - mwói niemiecki kierowca.
Nick Heidfeld w tym sezonie, podobnie jak przed rokiem w Kanadzie, na drugim stopniu podium stanął na inaugurację cyklu Grand Prix w Australii. Potem jeszcze w Bahrajnie zajął miejsce tuż za podium, a pozostałe starty kończył bardziej lub mniej rozczarowany. W ostatnich zawodach bardziej, bo w Monako prześladował go spory pech (w jego bolid uderzył Fernando Alonso) i sklasyfikowany został dopiero na 14 miejscu.