Czterdzieści trzy lata trzeba było czekać na powrót Abartha, tunera Fiata, na rynek oraz tory wyścigowe. Na genewskim salonie samochodowym producent zaprezentował wyścigowego Abartha 500 Assetto Corse.
Wersja Assetto Corse nie jest zwyczajnie podrasowanym modelem 500. Wnętrze auta w niczym nie przypomina seryjnego modelu. Wymontowano z niego każdy element, który nie jest potrzebny podczas wyścigu. Wewnątrz pozostały jedynie: kubełkowy fotel kierowcy, kierownica, zegary, pedały i gaśnica. Dodano też klatkę bezpieczeństwa.
Z zewnątrz auto również przeszło poważne zmiany. Kontakt z nawierzchnią zapewniają mu gładkie opony Michalin, założone na 17-calowe felgi z lekkich stopów. Koła zostały przymocowane do obniżonego i usztywnionego zawieszenia. Zwiększono również ich rozstaw, by zwiększyć stabilność przy szybkim pokonywaniu zakrętów. * ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ*
Najważniejsze zmiany kryją się pod lekką maską auta. Włoscy specjaliści dokonali niesamowitej rzeczy: z turbodoładowanego silnika benzynowego o pojemności 1.4 litra wycisnęli aż 190 KM. Maksymalny moment obrotowy tej jednostki to 300 Nm przy 3000 obr./min. Przy masie zaledwie 940 kg, wartości te zapewnią Abarthowi 500 bardzo przyzwoite osiągi.
Niewątpliwą zaletą wersji Asssetto Corse jest to, że samochodu nie trzeba w żaden sposób przygotowywać do zawodów. Gdy auto opuszcza zakłady, jest już gotowe do wyścigów. Niestety, cena samochodu nie jest jeszcze znana, jednak przedstawiciele firmy twierdzą, że będzie wystarczająco przystępna, by "zdemokratyzować" wyścigi samochodowe.