Filtr cząstek stałych: problem spod znaku zielonego listka
Dwa typy filtrów
Na jakie trudności eksploatacyjne i koszty jest narażony właściciel takiego auta?
Przez długie lata europejscy politycy byli skłonni patrzeć na kwestię wpływu motoryzacji na środowisko jedynie poprzez pryzmat emisji CO2. Z czasem okazało się jednak, że ogromny wpływ na zdrowie ludzi mają również inne związki, które powstają podczas spalania paliwa, a w szczególności oleju napędowego. Stworzono więc filtry cząstek stałych, które od kilku lat są obligatoryjne w nowo produkowanych samochodach. Na jakie trudności eksploatacyjne i koszty jest narażony właściciel takiego auta?
W samochodach osobowych stosuje się dwa typy filtrów cząstek stałych - mokre i suche. Działanie tego drugiego, na przykład DPF w autach Volkswagena, sprowadza się do tego, że cząstki sadzy osiadają na jego ściankach albo włóknach, które wykonane są zazwyczaj z metalu lub materiałów ceramicznych. Wydajność prawidłowo funkcjonującego DPF-u to co najmniej 85 proc., co oznacza, że do atmosfery przedostaje się nie więcej niż 15 proc. pierwotnego zanieczyszczenia.
Mokre filtry, np FAP koncernu PSA, często można spotkać w samochodach francuskich. Ich działanie polega na wykorzystaniu płynu, którego zadaniem jest obniżanie temperatury spalania sadzy. Pojemnik z płynem znajduje się w sąsiedztwie baku, a odpowiednie oprzyrządowanie, sprzężone z czujnikiem otwarcia wlewu paliwa, samoczynnie doda płynu po każdym tankowaniu.