Czy wystawienie Kubicy w wyścigu to tylko awaryjne zastąpienie Jacquesa Villeneuve'a? A może raczej planowany wcześniej manewr szefów zespołu? We wtorek wieczorem szefowie zespołu oznajmili, że Villeneuve - podstawowy obok Niemca Nicka Heidfelda kierowca BMW-Sauber - nie pojedzie na torze Hungaroring.
Według szefa zespołu Mario Theissena Villeneuve "poinformował, że nie jest gotowy do ścigania się po wypadku na Hockenheim". Tymczasem po wypadnięciu z toru na 32. okrążeniu GP Niemiec Kanadyjczyk wyszedł z bolidu o własnych siłach i ani on, ani nikt z zespołu nie wspomniał słowem o jakimkolwiek urazie.
Na dodatek tuż po niedzielnym GP Villeneuve zapowiedział na swojej stronie internetowej, żeby podczas wyścigu na Węgrzech za wiele się po nim nie spodziewać. - Nie wiem, czy będziemy wystarczająco konkurencyjni.
Ten wyścig mnie trochę martwi - jest długi, wyczerpujący i zarazem nieciekawy - stwierdził Kanadyjczyk. Czyżby wiedział, że jego pozycja jest zagrożona od zaraz? 35-letniemu byłemu mistrzowi świata po sezonie kończy się kontrakt i raczej nie zanosi się na jego odnowienie.
Teoretycznie BMW mogło na gwałt szukać zastępczego kierowcy, który pojechałby w jednym wyścigu. Zespół zaufał jednak Kubicy, który świetnie wykonuje swoje obowiązku kierowcy testowego. Szefowie teamu wiedzą, jak Polak jest dobry, i chcą go sprawdzić w GP.