Policyjne statystyki nie napawają optymizmem. Co piąty zabity pieszy w Unii Europejskiej ginie w Polsce. Nic więc dziwnego w tym, ze politycy chcą zmienić tę sytuację. Ich pomysł to jak najszybsze dostosowanie polskich przepisów do tych, które funkcjonują w większości państw członkowskich, m.in. w Niemczech, czyli nadanie pieszym pierwszeństwa jeszcze zanim wejdą na przejście. Pytanie tylko, czy taka zmiana nie spowoduje wzrostu liczby ofiar?
Jak pokazują statystyki publikowane przez Komendę Główną Policji, w 2013 roku aż w 26,5 proc. spośród wszystkich wypadków brali udział piesi. W zdarzeniach tych zginęło 1147 osób. Aż 70 proc. takich kolizji zdarzyło się w miejscach udostępnionych pieszym, a najbardziej niebezpieczne okazują się przejścia, czyli miejsca, w których poruszający się na nogach powinni czuć się najpewniej. Dostrzegają to nie tylko policjanci, ale też politycy, którzy chcą zmiany przepisów.
Obecnie pieszy ma na przejściu pierwszeństwo przed samochodami, jeśli już znajduje się na pasach. Jednocześnie nie może na nie wkroczyć, jeśli widzi, że zbliżający się do niego samochód nie będzie w stanie się zatrzymać. Na przejściach, gdzie ruch nie jest regulowany światłami, a kierowcy nie wykazują się przychylnością dla oczekujących przed zebrą, może to oznaczać utratę kilku minut.
Parlamentarny zespół do spraw bezpieczeństwa drogowego pracuje nad nowelizacją Prawa o ruchu drogowym, która radykalnie zmieni obowiązujące przepisy. Zgodnie z propozycją posłów kierowca będzie zobowiązany zatrzymać pojazd, jeśli zauważy pieszego, który zamierza przejść na drugą stronę ulicy po „zebrze”. Takie prawo wymusi na kierowcach większą ostrożność i zwalnianie prze przejściem, które dziś jest jedynie sugestią martwego prawa. Przepisy o takim kształcie od dawna funkcjonują w wielu europejskich państwach, m.in. w Austrii, Czechach, Niemczech, a nawet Bułgarii. Czy więc i w Polsce warto je wprowadzić?
Niestety, na drodze do sukcesu w postaci radykalnego obniżenia liczby potrąceń, stanąć mogą dwie przeszkody. Pierwsza z nich to słaba jakość infrastruktury. Z raportu sporządzonego przez Najwyższą Izbę Kontroli w połowie 2014 roku wynika, że około 30 proc. poziomych znaków drogowych, a więc również przejść dla pieszych, jest nieczytelnych lub wręcz niewidocznych. Dodatkowo wiele z nich nie jest oświetlonych co sprawia, że kierowca jadący nocą może zobaczyć pieszego dopiero gdy ten przekroczy krawężnik i oświetlą go samochodowe reflektory. Nie jest przypadkiem, że liczba potrąconych pieszych jest największa w październiku, listopadzie i grudniu, a więc wówczas, gdy zmrok zapada wcześniej, a zwykle nie ma jeszcze śniegu, na tle którego ubrany na ciemno pieszy byłby dobrze widoczny.
Drugim problemem jest mentalność polskich kierowców. Siedzący za kierownicą nie lubią uznawać praw innych uczestników ruchu. W końcu to oni jadą samochodem, który jest szybszy i cięższy niż rowerzysta czy pieszy. Przekraczanie dopuszczalnej prędkości w terenie zabudowanym, często nawet drastyczne, jest u nas tradycją przekazywaną z pokolenia na pokolenie kierowców. Jeśli zaś na zatłoczonych ulicach jeździ się z prędkością 70 km/h, nie sposób zachować się bezpiecznie względem pieszych. Problemem jest również wybiórcze traktowanie przepisów. Kierowcy zazwyczaj znają te, które dotyczą relacji pomiędzy samochodami. Jeśli jednak chodzi o prawo dotyczące traktowania rowerzystów czy pieszych, wielu posiadaczy prawa jazdy ma na ich temat niską świadomość. Najwyższą cenę za te braki płacą zwykle piesi.
Świadomość dotycząca przepisów i ich stosowania jest również problemem w grupie pieszych. Wielu użytkowników chodników ma mgliste pojęcie na temat przewidywanej drogi hamowania zbliżającego się samochodu. Wprowadzenia nowego rozwiązania może więc przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. - Zmiana przepisów nie musi prowadzić do poprawy bezpieczeństwa. Gdy zwiększa się czyjeś prawa, rośnie pokusa ich nadużywania. Tak było z rowerzystami, którzy dziś śmielej jeżdżą po przejściach i chodnikach do tego nieprzystosowanych. No i częściej giną. Obawiam się, że tak samo będzie z pieszymi - mówi Maciej Wroński, prawnik i ekspert z dziedziny bezpieczeństwa ruchu drogowego.
- Początkowo zabitych może być więcej, ale docelowo na pewno będzie ich mniej - dodaje Jacek Zalewski z Krajowego Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
Kontrowersje budzi też forma zapisu nowego prawa. W wersji zaproponowanej przez parlamentarny zespół do spraw bezpieczeństwa drogowego brakuje wyraźnego wskazania, że pieszy może wejść na jezdnię tylko wtedy, jeśli zbliżający się pojazd ma szansę się zatrzymać. W nowelizacji mówi się tylko o zakazie wchodzenia bezpośrednio przed zbliżający się pojazd. Trzeba jednak pamiętać, że droga hamowania samochodu osobowego jest znacznie krótsza niż ciężarówki z przyczepą, albo tramwaju. Jeśli posłowie nie zmienią zapisów, wymusi to na zarządcach dróg stawianie dodatkowych znaków ograniczenia prędkości przed „zebrami” bądź likwidację przejść, które nie dają pieszym wystarczającego poziomu bezpieczeństwa.
Źródło: PAP, Parlamentarny zespół do spraw bezpieczeństwa drogowego
tb/sj/tb, moto.wp.pl