Arrinera Hussarya
Blisko 650 KM, przyspieszenie do 100 km/h w 3,2 s. i maksymalna prędkość 340 km/h. Tak w założeniach ma prezentować się charakterystyka Arrinery Hussarya. Nazwa samochodu i jego osiągi mogłyby zmusić do narodowej dumy nawet najbardziej zatwardziałego zwolennika globalizacji. Jak informuje na swoim blogu Arrinera, trwają prace i gotowa jest już jeżdżąca rama z silnikiem oraz skrzynią biegów. Całość oglądał nawet Lee Noble, którego autorytet od początku powstania projektu wspiera twórców Hussaryi.
Jak informuje Arriera, Hussarya wyposażona jest w silnik V8 General Motors o pojemności 6,2 litra oraz manualną, sześciobiegową skrzynię biegów włoskiej firmy Cima o symbolu T906HE (z elektronicznymi sensorami), w której maksymalny moment obrotowy na wejściu wynosi 900 Nm, a maksymalny moment obrotowy na wyjściu to 6000 Nm. Posiada ona także mechanizm różnicowy, w którym następuje samoczynne dostosowanie rozdziału momentu napędowego na poszczególne koła, w zależności od współczynnika przyczepności pomiędzy nawierzchnią drogi o oponą danego koła.
W 2012 roku, kiedy czekaliśmy na szybkie uruchomienie produkcji Arrinery, jej cena została określona na 500 tys. złotych w wariancie z podstawowym wyposażeniem. Polskiego supersamochodu wciąż jednak nie ma w sprzedaży. Obecnie, jako termin uruchomienia produkcji wskazywana jest połowa 2014 roku. Arrinera często pojawia się za to w dyskusjach interesujących się motoryzacją, nie tylko w kontekście projektu i jego dalszych losów, ale też w związku z nazwaniem tego samochodu repliką przez dziennikarza motoryzacyjnego, Jacka Balkana i sprawami sądowymi, które w związku z tym się toczyły. Na finał tej historii wciąż czekamy. Podobnie, jak - zapewne - większość Polaków, marzymy o jakimkolwiek, prawdziwie polskim samochodzie. Nie musi nawet być super. Ważne, żeby był nasz.