Bez portu OBD w nowych przepisach. Z poważniejszą naprawą pojedziemy do ASO
Europejskie władze chcą zezwolić producentom samochodów na wykluczenie w nowych autach portu OBD pozwalającego na szybkie zdiagnozowanie awarii. Jeśli tak się stanie, niezależne warsztaty nie będą w stanie określić i naprawić poważniejszych usterek. Trzeba będzie pojechać do ASO i zapłacić krocie.
Bezprzewodowa przyszłość
Złącze OBD, dające dostęp do jednostki centralnej samochodu, od kilkunastu lat jest standardem we wszystkich sprzedawanych w Unii Europejskiej autach. Teraz może się to zmienić. W środę 18 kwietnia Parlament Europejski będzie głosował w sprawie projektu rozporządzenia o homologacji typu pojazdów. Jeśli zostanie ono przyjęte w obecnej formie, producenci samochodów dostaną zielone światło do likwidacji złącza OBD w samochodach. Z pewnością skorzystają z tej możliwości, bo w przypadku seryjnej produkcji liczonej w setkach tysięcy czy milionach egzemplarzy kilka euro oszczędności na jednym aucie urasta do rozmiarów sporego kapitału.
To, co dla producentów aut może być sposobnością do obniżenia końcowej ceny samochodu, dla kierowców może oznaczać znaczny wzrost kosztów serwisowania. Dziś mechanik w każdym dobrze wyposażonym warsztacie dysponuje urządzeniem, które pobiera informację o usterce właśnie poprzez port OBD. Takie stacje diagnostyczne mogą współpracować z wieloma modelami różnych marek. Jeśli na rynku pojawią się samochody bez złącza OBD, urządzenia będą wobec nich bezradne.
Kłopot polega niestety na czymś więcej niż tylko zmianie sposobu komunikacji. Rzecz w tym, że zamiast obecnego systemu wymiany danych nie zaproponowano dotąd niczego. Choć głosowanie nad rozporządzeniem odbędzie się za kilka dni, wciąż nie ma informacji o tym, jaki będzie standard komunikacji. W efekcie nie wiadomo, czy możliwe będzie odczytanie zapisu błędów urządzeniem, które nie ma bezpośredniego połączenia z serwerem producenta. W takim przypadku zmotoryzowani, którzy wybierają się do mechanika z czymś więcej niż wymiana filtrów czy klocków, byliby skazani na serwis producenta.
Co czeka cię w ASO?
Wielu polskich zmotoryzowanych nigdy nie naprawiało swojego auta w autoryzowanym serwisie. Powodem są oczywiście ceny. Naprawa w ASO z reguły kosztuje znacznie więcej niż w niezwiązanym z producentem warsztacie. Nieco droższe są części, ale największa różnica dotyczy kosztów czynności serwisowych. Wymiana przedniej szyby wyposażonej w system ogrzewania została wyceniona przez ASO Forda na 2,2 tys. zł. To samo w niezależnym warsztacie i z użyciem dobrej klasy zamiennika oryginalnej części kosztuje niespełna 900 zł.
To oczywiście ekstremalny przykład, w którym koszt naprawy w ASO jest o ponad 100 proc. wyższy niż w niezależnym serwisie. Zwykle cena tak zwanej robocizny jest o 30-60 proc. większa niż w niezależnych warsztatach. Z częściami bywa różnie. Niektóre oryginalne podzespoły są znacznie droższe niż zamienniki, w przypadku innych różnica nie jest duża.
Decydując się na ASO, musimy liczyć się z większymi wydatkami. Co zyskujemy? Z całą pewnością wiedzę. Samochody są coraz nowocześniejsze. Jadąc do ASO mamy pewność, że pracownicy serwisu zostali odpowiednio przeszkoleni. W przypadku niezależnych warsztatów może być z tym różnie.
Z drugiej strony, jeśli skierujemy się do niezależnego warsztatu o ugruntowanej pozycji, zwykle obejdzie się bez problemów. Większość jeżdżących po naszych drogach aut to przynajmniej kilkuletnie egzemplarze. Poziom ich skomplikowania jest więc nieco niższy niż aut stojących w salonach dilerskich. W niezależnych warsztatach często pracują też doświadczeni mechanicy, którzy stawiali czoło niejednemu wyzwaniu. Na forach internetowych łatwo znajdziemy informację na temat serwisów, w których pracują byli pracownicy ASO. Poza tym producenci samochodów mają obowiązek udostępniać dane potrzebne do ich naprawy.
W grze twoje pieniądze
Usunięcie złącza OBD wciąż pozostaje otwartą kwestią. Jeśli zniknie, ważne będzie szybkie wypracowanie nowych standardów komunikacji pomiędzy samochodem a mechanikiem – nie tylko tym z autoryzowanego serwisu.
Sprawa dotyczy też bezpieczeństwa. Jedną z metod złodziei jest dostanie się do samochodu, podpięcie do złącza OBD i dezaktywacja zabezpieczeń. Jeśli komunikacja będzie bezprzewodowa, być może złodzieje znajdą sposób na podłączenie się do jednostki centralnej bez włamywania się do wnętrza. Podobnie jak dziś dzieje się to w przypadku aut z bezkluczykowym systemem dostępu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl