Latynoamerykańska przygoda
Droga na szczyt, pomimo, że dziurawa, miejscami bardzo wąska i bardzo kręta nie trwa długo. Musimy pokonać 34 ostre jak brzytwa zakręty, przed którymi ostrzega tablica z napisem: „curvas peligrosas” (hiszp. „niebezpieczne zakręty”). Na niespełna 30-kilometrowym odcinku wzniesiemy się na wysokość prawie 2,5 km. Tu znów sprawdziło się adaptacyjne zawieszenie, które trzeba było ustawić w tryb sportowy. Silniki mają aż nadmiar mocy i z łatwością wciągają nasze auta na sam szczyt. Napęd Quattro optymalnie rozdziela moment obrotowy nie tylko pomiędzy osiami, ale dla każdego z kół z osobna. Błyskawiczna zmiana wysokości nie robi wrażenia na maszynach, ale ludzie odczuwają jej skutki w postaci lekkiej duszności. Po kilkudziesięciu minutach wszystko wraca jednak do normy. Droga powrotna trwa jeszcze krócej. Hamulce spisują się na medal. Po chwili jesteśmy już w centrum odległego o 46 km Santiago de Chile.