Królowa ścigaczy?
Sytuacja z Yamahą jest w tej chwili bardzo ciekawa. R1 od chwili debiutu w 1998 roku z miejsca stała się synonimem najwyższych sportowych osiągów. Jeżeli mówiłeś o sportowym litrze, tak naprawdę myślałeś o R1. Jej sława poszła nawet w nieco mniej pożądanym przez marketingowców kierunku - wiele osób utożsamiało ten motocykl ze sprzętem dla dresiarzy, lanserów i mistrzów odwijania na prostej.
Yamaha R1 dzięki swojemu unikalnemu silnikowi jest odległa od japońskiej sztampy, jednocześnie ciągle pozostaje typowym, dobrym i dopracowanym produktem Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie wymaga od nas przyzwyczajania się jak np. sportowe motocykle Ducati.
Nie ma co ukrywać, że dla motocyklowego Pana Iksińskiego, BMW S1000RR będzie lepsze pod każdym względem. Podchodząc do jazdy motocyklem, patrząc tylko na wskazania lap-timera, R1 jest gorszym wyborem. Jazda motocyklem to jednak również przyjemność, a tę czerpać można na różne sposoby. Tu właśnie Yamaha R1 odrabia punkty, bo zawładnęła moim sercem na cały torowy weekend. To po prostu nie najlepszy, ale wciąż świetny motocykl.