Wojsko szuka nowych terenówek. Mustangi mają wysoko postawioną poprzeczkę
Inspektorat Uzbrojenia szuka następców wysłużonych wojskowych Honkerów. Ogłoszono zamówienie na "samochody ciężarowo osobowe wysokiej mobilności Mustang". Nazwa jest rewelacyjna, ale czy idą za nią niezłe właściwości terenowe?
Przedmiotem zamówienia jest 859 nieopancerzonych egzemplarzy i 41 samochodów chroniących przed kulami i eksplozjami. Mustangi zajmą miejsce nie tylko Honkerów, ale i antycznych UAZ-ów 469B. Armia pracuje nad tym zadaniem od 2013 roku.
Samochody mają być nowe, choć dopuszcza się, by pochodziły z drugiego półrocza poprzedzającego roku. Mają mieć – co chyba oczywiste – napęd 4x4, lecz w dokumentach można znaleźć informację, że może być to odmiana z dołączanym napędem na przednią oś.
Następca Honkera ma w wersji nieopancerzonej przewieźć tonę ładunku (to tyle, ile klasyczny pick-up), a wersji ze wzmocnieniami musi poradzić sobie z transportem co najmniej 600 kg. Ciekawie prezentuje się kwestia układu napędowego, który ma stanowić silnik Diesla o mocy nie mniejszej niż 46 KM na tonę.
Biorąc pod uwagę, że pojazdy nie będą jeździć tylko po asfalcie, warunki umowy określają głębokość przeszkód wodnych jakie będą w stanie pokonać Mustangi – to pół metra bez przygotowania i 65 cm po wprowadzeniu szybkich modyfikacji. Takie możliwości gwarantuje cywilny Land Rover Discovery czy chociażby Jeep Wrangler. Dodatkowo auta muszą mieć wyciągarkę, która poradzi sobie z masą samochodu. Wisienką na szczycie tortu są opony, które po przebiciu mają gwarantować możliwość dalszej jazdy.
Poprzednie postępowanie zostało umorzone, bowiem jedyna oferta została wyceniona przez wykonawcę na ponad 524 mln zł. Wojsko zamierzało wydać zaledwie połowę tej kwoty.