VW up!, Seat Mii, Skoda Citigo: trojaczki o niemieckim rodowodzie
Segment miejskich pojazdów rozwija się bardzo dynamicznie. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro ceny paliw galopują w zastraszającym tempie, natomiast miejsc parkingowych w zatłoczonych centrach jak na lekarstwo. Wyjściem z sytuacji stają się małolitrażowe pojazdy o niewielkich wymiarach zdolne przewieźć cztery osoby i skromne zakupy. Na takich klientów liczy Volkswagen, który próbował wcześniej zaistnieć modelem Lupo. Nieudana próba nie zraziła Niemców. Tym razem lepiej wywiązali się z powierzonego zadania i zaprezentowali światu pięciodrzwiowe odmiany trzech trojaczków występujących z logo VW, Skody i Seata. Dla tej ostatniej marki, to może być szansa na wyjście z kryzysu.
Praktyczne karoserie różnią się od siebie jedynie nieznacznie. Bryła każdego z nich jest identyczna, natomiast wnikliwi obserwatorzy dostrzegą różnice w postaci detali. Kształt przednich reflektorów, osłony chłodnicy, tylnych kloszy, a także wzór felg, to główne czynniki nadające indywidualny charakter trojaczkom. Tutaj tylko personalne nastawienie klienta pozwoli mu zdecydować, którą konstrukcję wybrać. Według nas, wszystkie odznaczają się równym poziomem atrakcyjności.
Więcej zmian udało się zastosować wewnątrz pojazdów. Materiały wykończeniowe są na porównywalnym poziomie. Między twardymi i połyskującymi w słońcu tworzywami, zastosowano miękkie i przyjemne w dotyku plastiki, znacznie wpływające na pozycjonowanie pojazdu względem konkurencji. Uwagę zwraca również dobór kolorów. Każdy z producentów otrzymał w tym zakresie pewną dowolność, dzięki czemu Hiszpanie, Czesi i Niemcy, mocno się w tej materii odróżniają. I to właśnie może stać się kluczem do
przeciągnięcia potencjalnych nabywców na swoją stronę. Dziesiątki rozmaitych konfiguracji kolorystycznych mogą sprawić, że nie znajdziemy drugiego takiego samego egzemplarza na drodze.
Decyzja o stworzeniu pięcio-, a nie trzydrzwiowego nadwozia pozbawiła bryłę nieco na uroku, ale zwiększyło komfort wsiadania do tyłu. Nieźle też wygląda sprawa przestrzeni dla cotygodniowych zakupów lub weekendowego ekwipunku wyjazdowego. 251 litrów w zupełności wystarczy na drobiazgi i torbę podróżną. W razie konieczności przewiezienia telewizora, tudzież innego domowego sprzętu o większych rozmiarach, z łatwością powiększymy bagażnik do 951 litrów w Volkswagenie, 959 l w Skodzie oraz 951 l w Seacie. Poza sporą ilością miejsca i należytą funkcjonalnością, każdego z trzech maluchów możemy przyzwoicie doposażyć. Podobny zestaw przycisków na desce rozdzielczej, możemy wzbogacić o klimatyzację, przeciętny system nagłośnieniowy oraz zestaw nawigacji satelitarnej doczepiany w górnej części kokpitu.
3.5-metrowe nadwozia z rozstawem osi na poziomie 242 centymetrów, mogą być napędzane trzycylindrowym silnikiem w dwóch wariantach mocy. Litrowy motor generuje w słabszej wersji 60, zaś w mocniejszej 75 KM. Niezależnie od wybranej wersji, prezentowanym samochodami nie pojeździmy zbyt szybko. Marketingowcy celują w grupę osób poszukujących praktycznego auta stricte do miasta. Niemieckie maluchy idealnie wpisują się w to założenie. Mama z małym dzieckiem, maturzysta, czy starsze osoby dojeżdżające na pobliską działkę letniskową lub do kościoła, nie będą potrzebować ekspresowego środka transportu.
Warto natomiast bliżej przyjrzeć się deklarowanemu przez producentów spalaniu benzyny. Niewiele ponad 5 litrów w mieście i poniżej 4 w terenie niezabudowanym, to wartości nad wyraz kuszące. Trudno jednak zweryfikować w tej chwili, jak bardzo rzeczywistość odbiegnie od powyższych danych.
Różnice między trojaczkami są minimalne. Niemal identyczne nadwozia skrywają bardzo podobne wnętrza i te same jednostki napędowe. Podobnie przedstawia się sprawa z cenami. Na razie Volkswagen ujawnił cennik wersji pięciodrzwiowych, wśród których najtańsza odmiana kosztuje 32 350 złotych. Tą wartością trzeba się sugerować, odwiedzając lokalne przedstawicielstwa Skody i Seata. Drożej być nie może, gdyż auta muszą stać się konkurencyjne dla najnowszego wcielenia bestsellerowej Pandy.
Piotr Mokwiński
tb/