VW Castrol Cup: początek profesjonalnego ścigania w Polsce?
Już po zawodach. Skończyło się. Pierwsza tego typu seria wyścigowa w naszym kraju zakończyła sezon zmagań. Czy było warto? Przy tej okazji, kilka słów przemyśleń na temat wyścigów samochodowych w naszym kraju, o całej serii wyścigowej Volkswagen Castrol Cup oraz o tym, czy warto się w to wszystko angażować i bawić. Zatem?
Seria VWCC, czyli Volkswagen Castrol Cup, to jednomarkowy cykl wyścigów, co znaczy że mogliśmy obserwować w niej dokładnie takie same samochody Golf GTI Cup, a w nich różnych kierowców. Efekt jest taki, że wyniki zależą przede wszystkim od tego kto jakie ma umiejętności, jaki talent i jaki akurat dzień, bo i to jest ważne. Ale przede wszystkim sprowadza się wszystko do konkretnych umiejętności prowadzenia samochodu! A talentów przez ten rok się kilka objawiło, oj tak!
To przede wszystkim znany już z wyścigowych torów Mateusz Lisowski, zwycięzca większości wyścigów. Potwierdził swoją klasę. Ale nie tylko, świetnie zaprezentował się także powracający do ścigania Maciek Steinhof, zwyciężając, stając na podium. Wychodzącymi przed szereg byli też w 2013 roku: Kuba Litwin czy Robertas Kupcikas. Jednak, dla mnie osobiście największymi bohaterami byli Janek Kisiel, młody, świetny kierowca, przed którym prawdopodobnie jeszcze wiele podiów i zwycięstw. Ostatecznie sezon zakończył na 3 miejscu. Kolejne objawienie, to Krystian Korzeniowski! Chłopak, który nie tylko przyszedł znikąd, a konkretnie z gier komputerowych (Nissan Academy), ale też wskoczył na najwyższy stopień podium, zwyciężając w jednym z wyścigów, i było to pełnowartościowe zwycięstwo, a w całej reszcie rund zwykle zawzięcie walczył o czołowe lokaty. Co ciekawe, Krystian - w przeciwieństwie do wielu pozostałych zawodników - sam dba o sponsorów, a każda kolejna runda była dla niego finansową niewiadomą. Nie ma zamożnych
rodziców czy szerokich kontaktów. A rachunki za obsługę, czy naprawę auta trzeba było przyjmować i opłacać! A przecież wystarczy, że ktoś w Ciebie wjedzie, będziesz mieć kolizję z winy innego zawodnika, to rachunek - i to solidny! - przyjmujesz TY!
I za to, za tą miłość do wyścigów, pracę i zawziętość, jest dla mnie i wielu obserwatorów, jednym ze zwycięzców tej serii. Liczę, że zarówno Krystian, jak i pozostali znajdą dla siebie miejsce w przyszłym roku za kierownicą wyścigówki (czy to w VWCC, czy gdzieś zupełnie indziej). Na uwagę zasługuje też Gosia Rdest, mikroskopijna postać, olbrzymia duchem, która raz z większym, raz z mniejszym szczęściem walczyła z chłopakami. Ma olbrzymi talent i spore możliwości, niejednokrotnie kopiąc facetów solidnie w ich cztery wyścigowe litery! Brawa. Właściwie brawa dla wszystkich uczestników!
To kolejna mocna strona tej serii wyścigowej. Bo zarówno starzy wyjadacze, ale też młodzi (niektórzy są tak młodzi, że nie posiadają nawet Prawa Jazdy!), utalentowani kierowcy mogą w naszym kraju spróbować profesjonalnego ścigania, w poważnej serii wyścigowej. Bo przede wszystkim trzeba dodać, że organizacyjnie VWCC to seria na wysokim europejskim (czyli światowym) poziomie. Nie ma żadnego powodu do wstydu, choć i lekkie potknięcia się zdarzały, ale ogólnie trzeba zaznaczyć, że to pomysł wysokich lotów. I przede wszystkim z taką jakością jeszcze niespotykany w naszym kraju. Owszem, mieliśmy kilka podobnych serii, ale tak przygotowanej jeszcze nie! Brawa dla Volkswagena za odwagę. Bo wreszcie coś się ruszyło w temacie wyścigów, i nie obyło się bez przeszkód, bo i sporo "walki" było z jedynym polskim torem, czyli Torem Poznań. Trzeba było zbudować trybunę, przygotować park serwisowy (podłoże, bo wcześniej było... błoto!), wszystko opłacił Volkswagen, z własnej kieszeni. I nie zaangażował się na "pół gwizdka",
tylko poważnie.
W sezonie 2013 wyścigi były rozgrywane w pięciu krajach: w Polsce, Czechach, Austrii, na Węgrzech i na Słowacji. Odbyło się 7 rund i 14 wyścigów. Już teraz wiemy, że na 100 procent zawodnicy wystartują jeszcze w kolejnych dwóch latach. Firma Castrol, najpoważniejszy sponsor serii już zapowiedział kontynuację "przelewów" na rok następny. Także im warto podziękować, bo pieniądze to przecież niemałe. Auta były przygotowane w identyczny sposób, a kierowca właściwie musiał tylko przyjechać na tor, wpakować się w kombinezon, kask, i... wystartować! Inżynierowie konkretnego teamu mogli jedynie majstrować przy ciśnieniu opon i zmieniać ustawienie przedniego stabilizatora. Auto opracowano we współpracy z Volkswagen R GmbH oraz Volkswagen Motorsport - działami Volkswagena zajmującymi się samochodami sportowymi. Pod maską gościł silnik 2.0 TSI o mocy 310 KM. Startowało 24 zawodników, plus w każdym
wyścigu po dwóch VIP-ów.
Byli to przede wszystkim, dostarczający emocji i splendoru, uznani sportowcy z innych dyscyplin, jak: bokser Przemysław Saleta, żużlowiec Tomasz Gollob, czy bramkarz Jerzy Dudek, któremu z tego co zauważyliśmy ściganie bardzo się spodobało, i w przyszłym roku, kto wie, kto wie... Mieliśmy też gwiazdę światowego formatu (chociaż przepraszam - wszyscy są przecież Światowego Formatu!), bo gościł na torze Andreas Mikkelsen, rajdowiec ścigający się w mistrzostwach świata WRC samochodem Volkswagen Polo R.
Kasa, kasa i nagrody. Zawodnicy walczyli nie tylko o puchar. Walczyli o całkiem poważne gratyfikacje! Otóż, główną nagrodą dla zwycięzcy pucharu był... nowy Volkswagen Golf! Dodatkowo też kwota 30 000 Euro. Zdobywca drugiego miejsca otrzymuje 20 000 Euro, a trzeciego 10 000 Euro. Pieniądze te przeznaczone zostaną na dalszy rozwój kariery kierowcy. W dodatku pierwsza ósemka po każdym wyścigu otrzymywała do podziału kwotę 8 000 Euro. Zawsze coś...
Końcowe rozstrzygnięcia. Po zaciętej walce i dramatycznych wyścigach numer trzynaście i czternaście pucharu Volkswagen Castrol Cup mistrzem serii został Mateusz Lisowski. Tytuł wicemistrza zdobył Jakub Litwin, a najniższy stopień podium zajął Jan Kisiel. Kolejne miejsca w klasyfikacji generalnej sezonu zajęli: Rasmus Marthen, Maciej Steinhof i Robertas Kupcikas. Pierwszą dziesiątkę uzupełnili: Marcus Fluch ze Szwecji, Krystian Korzeniowski, Martin Wirkijowski i Sebastian Ramirez.
Warto też nadmienić, że nie tylko Polacy zainteresowani są tą serią - a na przyszły sezon rozmowy prowadzone są z około... 80 zawodnikami! I tym mogę podsumować pierwszą edycję Volkswagen Castrol Cup - są emocje, jest zainteresowanie, spore pieniądze, międzynarodowa stawka, tory w Polsce i poza granicami kraju (w 2014 roku jeden z wyścigów odbędzie się na terenie Niemiec). Jest dobrze! A całość uzupełnili wspaniale
kibice, którzy na Torze Poznań stawiali się bardzo licznie, byli obeznani z zawodnikami (sam słyszałem, jak kilkuletni chłopiec poprawia tatę odnośnie tego, kto jedzie z jakim numerem itp.!).
Co można poprawić? Może więcej serii towarzyszących, bo nie zawsze pomiędzy wyścigami było co oglądać. Może podgląd (telebimy) na torach podczas każdej rundy, bo nie wszędzie były, może zainwestować w możliwość oglądania serii na żywo w sieci (też było, ale też nie podczas każdej serii), oraz z odtworzenia (na przykład serię DTM można tak oglądać). Może jakieś atrakcje dla najmłodszych, żeby można było przyjść całymi rodzinami, aby każdy znalazł coś dla siebie? Cała reszta? Ocena pozytywna. Czego sobie jeszcze życzyć? Może z dwóch, trzech tego typu serii... zatem marki obecne w Polsce - do boju! I wtedy będziemy mogli mówić o sporcie torowym ściganiu w naszym kraju. Pierwszy krok już został wykonany. Mamy też puchar Kii, mamy Mistrzostwa Polski i Wyścigowy Puchar Polski, a chcemy... więcej!
I jeszcze jedno. Najważniejsze? Niech ktoś, jakoś - cudem już chyba, albo potężnymi pieniędzmi - przeistoczy Tor Poznań w obiekt z prawdziwego zdarzenia! Bo takie Czechy, mające kilka światowej klasy torów, Austriacy, Słowacy. A my? Pseudo-tor, na którym rozgrywamy zawody lokalne, bo żadna poważniejsza seria z zagranicy do nas nigdy nie zawita. Dopóki sprawa toru, sprawa własności i zarządzania nie zostanie rozstrzygnięta. Brakuje wszystkiego. I wszystko trzeba zmienić! Zasługujemy - jako kibice - na coś więcej...
Michał Grygier/ll/moto.wp.pl