Volvo V40 Cross Country T5: uterenowiony kompakt
Volvo kojarzymy przede wszystkim z bezpieczeństwem. Niestety, jeżeli zerkniemy na ostatnie lata, w zasadzie nic się wielkiego nie wydarzyło, nic na skalę 3-punktowych pasów bezpieczeństwa w Amazonie. Były raczej wpadki. Teraz z modelem V40 segmentu C nadrabia straty, i to z nawiązką. V40 w wariancie Cross Country jest nawiązaniem do modelu V70XC (Cross Country) z 1997 roku. Co interesujące, podejście to było jednym z pierwszych tego typu, obok Audi A6 Allroad (1999 r.) czy Subaru Legacy Outback.
To, co wydarzyło się później, czyli niemal codzienne, wielokrotne premiery aut typu crossover zdradzają, że faktycznie wiele lat temu Volvo miało rację projektując i krocząc drogą uterenowionego auta osobowego. Dzisiaj Cross Country powraca! I to wielkim stylu, choć w najmniejszym nadwoziu. V40XC odnosi się do poprzednika, ale nie tylko bierze, a dodaje też coś od siebie. Co? Całkiem sporo, i całkiem niecodziennie. Przynajmniej niecodziennie jeżeli mówimy o Volvo. Patrząc na wygląd, absolutnie nie ma co zastanawiać się nad możliwościami "terenowymi", bo tych za bardzo nie ma, choć mały kompakt wjedzie dalej niż każda typowa osobówka i wjedzie z pewnością pod wyższe krawężniki, a to dzięki podniesionemu prześwitowi.
Samochód ten w swojej znacznej większości jest po prostu... kształtami. Jedni nazwą go gadżetem, jak iPhone, inni nazwą go dziełem sztuki, bo spokojnie może znaleźć się w dowolnej galerii sztuki współczesnej. Jest czymś na wzór stylowego stroju, który jednakowoż nie krępuje swobody ruchów. Poważnie, wygląda wybornie. Nie krzyczy, że jest najlepsze na świecie, bo nie jest, i za chwilę zatrzymamy się przy kilku wadach, które można jednak zlekceważyć, jeżeli bardziej zależy Wam na stylu, wyglądzie i prestiżu, niż funkcjonalności. Największe zmiany w odniesieniu do "zwykłej" V40-ki to pakiet stylistyczny, w skład którego wchodzą takie elementy jak relingi, uterenowione nakładki z przodu, z tyłu oraz progi.
To także nieco inne wnętrze, ale przede wszystkim wyższe o 40mm zawieszenie i napęd na wszystkie koła, choć trzeba za niego dopłacić, gdyż jest opcjonalny. Warto się jednak na niego skusić, bo Haldex 5 generacji działa bardzo sprawnie, jest pomocny (szczególnie zimą), dzięki niemu auto pewniej i bezpieczniej się prowadzi. Możecie także nabyć wersję napędzaną na jedną, przednią oś. Wtedy jednak macie spore szanse, że zakopiecie się w tym samym miejscu co zwykła V40-ka. Zatem jeżeli coś kupować, warto kupować to z sensem. Niestety, z sensem chyba nie tworzono oferty, gdyż 4x4 dostępne jest tylko w wersji T5.
Ku zaskoczeniu, wnętrze wcale nie krzyczy, że mamy do czynienia z czymś wielce terenowym. Przyznajmy jednak, że dobre 80-90 procent sprzedanych egzemplarzy nigdy nie opuści asfaltu. No, chyb że terenem nazywamy trawnik przed domem. Jest za to bardzo komfortowo. Bardzo. Ale, tylko na dwóch przednich fotelach. Podróży na tylnej kanapie nie warto nikomu polecać, przynajmniej nikomu kogo lubicie i jest co najmniej średniego wzrostu. Miejsca na tylnej kanapie jest po prostu mało. Może nie dramatycznie mało, ale mało. Zarówno na nogi, jak również nad głową. Żeby nie było tak źle, trzeba przyznać, że jak już znajdziecie kogoś kto się tam mieści, to osobie tej będzie się podróżować wspaniale, między innymi z powodu dość mocno wyprofilowanych dwóch miejsc na tylnej kanapie.
Naprawdę, za to należą się brawa, bo większość producentów sądzi, że jak kierowca i pasażer z przodu przy szybkich zmianach kierunków i dynamicznej jeździe nie latają z prawa na lewo, to wszystko gra i z tyłu może się odbywać obijanie pasażerów. Otóż nie! Tylna kanapa jest świetna, tylko dookoła niej Volvo powinno dołożyć nieco więcej miejsca i byłoby wszystko OK. Z całą pewnością nie można narzekać na wykończenie wnętrza. Skromnie, awangardowo, stylowo, bogato i oszczędnie - to z jednej strony przeciwieństwa, a o dziwo wszystko to możemy we wnętrzu V40-ki dostrzec. Typowo szwedzko, czyli przede wszystkim elegancko i minimalistycznie.
Nie ma co zatem oczekiwać możliwości terenowych. Nie ma też co oczekiwać funkcjonalności starych, dobrych Volvo z lat 80-tych i 90-tych. Czego zatem można się spodziewać? Jeżeli pakiet XC potraktujesz jak dodatek, swoiste ubranie, to będziesz zadowolony. Volvo V40 jest jak dobrze ubrana kobieta, a z pakietem XC wygląda jak kobieta ubrana na ważną okazję. Właściwie wszędzie wygląda świetnie - czy camping i weekendowy wypad za miasto, czy parking przed teatrem lub operą. Nigdzie nie narobi wstydu! Zawsze potrafi się zachować. Ot, taka wysmakowana skandynawska osobowość.
Jak jest ze strony technologicznej? Zaskakująco. Na plus. Pamiętacie, żeby Volvo uczestniczyło w jakichś zawodach sportowych? Ale nie mówimy o żeglarstwie, tylko sportach motorowych. No właśnie. Teraz ma się to zmienić, o czym pewnie niedługo usłyszymy. Zmienił się także charakter prowadzenia. Choć w przypadku pakietu Cross Country, nie jest to aż tak widoczne. Najszybciej dostrzeżemy to w pakiecie R-Design, o którym też wkrótce napiszemy. Jednak prowadząc Cross Country, ewidentnie czuć, że prowadzi się... znacznie lepiej niż tego się spodziewaliśmy. Nie jest najlepsze, ale z pewnością plasuje się na rynku w ścisłej czołówce. W tym przypadku podniesione zawieszenie i nowe jego nastawy powodują, że na polskich drogach możemy czuć się przede wszystkim wygodniej i bezpieczniej.
Koleiny, dziury i nierówności nie będą już tak straszne. Mało co wyprowadzi je z równowagi. Mało tego, widocznie ktoś się wkradł do biura projektowego Volvo i sprawił psikusa, gdyż stabilizacja toru jazdy jest tak zaprogramowana, że zezwala na przyjemne zarzucanie tyłem (po młodzieżowemu drift). To, i całkiem dobre czucie układu kierowniczego sprawiają, że - na Boga! - mówiąc o Volvo możemy mówić o całkiem "sportowej" przyjemności z jazdy. Zresztą, właśnie siedząc za kierownicą czujemy się bardziej jak w kompaktowym aucie sportowym.
Ba, siedząc z tyłu także, gdyż dolna linia okien jest tak poprowadzona, jakby nie spodziewano się, żeby ktoś miał tam siedzieć i coś zobaczyć. I nie, nie jest to wcale narzekanie. To wszystko raczej zalety. Oczywiście są i wady. Czasem brakuje funkcjonalności. Na tylną kanapę nie można się dostać przez drzwi, jeżeli nie jest się dzieckiem, karłem bądź strażakiem. Bagażnik mógłby być nieco większy, a cena do najniższych nie należy.
Kolejna sprawa - bezpieczeństwo. Tak jak wspominałem na początku, ostatnimi latami szwedzki producent nieco lekceważył ten temat, a teraz nadrabia zaległości, i to z nawiązką. Potwierdziło to w testach zderzeniowych Euro NCAP. Zgoda, zgoda - wszyscy właściwie wiemy, że współcześni producenci projektują swoje auta pod te testy. Tak, czy inaczej, V40 otrzymało najwyższy wynik w historii, stając się za sprawą Euro NCAP najbezpieczniejszym kiedykolwiek wyprodukowanym samochodem. Zasługa w tym między innymi niezliczonym ilościom poduszek powietrznych, z kolanową i pieszego włącznie, ale też niebywale mocnej konstrukcji, w wielu krytycznych elementach wykonanych ze stali borowej. Pozwala to nie tylko na wzmocnienie konstrukcji, ale też zastosowanie jej w słupkach A, pozwoliło na ich znaczne zmniejszenie, co przekłada się na lepszą widoczność.
Dodajmy do tego pokaźny zestaw elektronicznych asystentów wspomagających kierowcę, takich jak BLIS, aktywny tempomat z funkcją zatrzymywania się, wyhamowywanie przed pieszym, asystenta trzymania pasa ruchu czy asystenta parkowania, to okaże się, że Volvo wreszcie nadrobiło zaległości i oferuje bardzo, bardzo dużą ilość zaawansowania technologicznego. Oczywiście, można ponarzekać, że parkowanie odbywa się tylko równolegle, gdzie grupa VAG parkuje także poprzecznie etc. Jednak wydaje się, że przyszłość i dobre czasy Volvo ponownie się zaczynają, i to właśnie od tego modelu! Ale, jak przystało na segment premium, funkcjonalność nie jest najważniejsza dla takiego klienta. Najważniejsze jest samopoczucie. A to, w Volvo V40 Cross Country, jest bardzo przyjemne.
Pod maską mogą się znaleźć silniki zarówno benzynowe, jak diesla. Najwięcej emocji przysporzy 250 konny motor benzynowy, który potrafi rozszerzyć nasz uśmiech w rejony uszu. Przyspiesza bardzo ochoczo, brzmi dość specyficznie, niektórym z pewnością się spodoba, inni go znienawidzą. Jest sportowy i - jeżeli dołożycie inteligentny napęd na wszystkie koła (w tym przypadku Haldex 5) - potrafi cuda na śniegu! Oczywiście są też rozsądniejsze warianty, w tym diesel.
Najtańszy Cross Country kosztuje 98 420 złotych. Mało to to nie jest. W dodatku jest to wersja D2, z 1,6-litrowym dieslem o mocy 115 koni mechanicznych, któremu przyspieszenie trzeba tłumaczyć. Zwyczajnie jest nieco zbyt słaby. Najtańszą odmianę benzynową skonfigurujemy z silnikiem o pojemności 1,6 litra (180KM), na którą trzeba przeznaczyć kwotę 103 620 złotych. Najmocniejsze warianty to jeszcze szersze rozwarcie portfela. Najmocniejszy diesel D4 (2,0 l/177KM) będzie wasz za minimum 116 120 złotych, a wspomniana benzynowa T5-ka (2,5 l/254KM) oznacza przelanie 129 420 złotych.
Warto dopłacać do Cross Country? Może wystarczy zwykła V40-ka, która też jest przecież bardzo ładna. A czy warto dopłacać do butów, które są nieco wygodniejsze i urzekły nas wyglądem? Tak jest w tym przypadku, XC nie jest jakoś szczególnie lepsze, ale całość powoduje, że bardziej go pożądasz. Przecież co jak co, ale samochody bardzo często kupujemy oczami, a jeżeli ktoś tak funkcjonuje, to są spore szanse, że skusi się właśnie na ten model.
Niebawem Szwedzi zaprezentują wiele nowych aut, i zaręczyć można, że wszystkie będą trzymać poziom rozwoju V40-ki, i będą sprzedawać się z powodzeniem. Każdy producent ma lepsze i gorsze lata, w Volvo właśnie zaczynają się te lepsze... Zarząd już z pewnością zaciera ręce. Jak na razie Chińczycy nie zepsuli marki, o co wielu się bało. Osobiście przyznaję się, iż cieszy mnie że Volvo wraca do dobrej formy. Można ze spokojem czeka na kolejne nowości...
Michał Grygier
ll/moto.wp.pl