Volkswagen Castrol Cup: karuzela kręci się dalej!
To najbardziej emocjonująca runda Volkswagen Castrol Cup do tej pory - było bardzo pikantnie. Zapraszamy do Brna! A do tego porównamy się z Czechami...
Czesi nie gęsi, i swoje tory mają. Tak niewielki kraj, a potrafi zadziwić. Nasi południowi sąsiedzi kochają sport motorowy. Porównajmy - przy okazji kolejnej rundy Volkswagen Castrol Cup - ściganie nasze rodzime i to czeskie. Czy są w ogóle jakieś różnice? Ha! Przekonajcie się sami...
Choć miałem przyjemność widzieć i jeździć po innych czeskich torach, w Brnie moja stopa jak dotąd nigdy nie zawitała. Aż do teraz. Miasto prezentuje się zadziwiająco atrakcyjnie. Niewielkie, urokliwe uliczki, piękna starówka, górzyste otoczenie, wszystko sprawia, że wizyta na torze to tylko część atrakcji. Ruszamy na tor Automotodrom Brno! Oddalony o jakieś dwadzieścia kilometrów od centrum miasta, jest świetnie połączony drogowo, znaki jasno informują gdzie zjechać, dojeżdżamy i... zaskoczenie. Tor jest ogromny, co chwilę widać bramy wjazdowe i parkingi przeznaczone dla poszczególnych trybun, których znajdziemy kilka. Ale nie przypominają naszych skromnych "siedzidełek" dla garstki kibiców, to trybuny z prawdziwego zdarzenia. Szerokie, długie, pojemne. Brama wjazdowa (ta główna) to także wyraz profesjonalizmu. Otoczona licznymi budynkami. Dalej depo, mieszczące profesjonalne, bogate garaże, kawiarnię oraz taras widokowy na dachu, który jest przeogromny. Organizacja całego weekendu była świetna. Wszędzie
dziesiątki ludzi z obsługi, które są w stanie pokierować każdego dokładnie tam, gdzie chce i doradzić. Przechodząc przez bramę, przechodzę w inny świat. Po lewej, po prawej, z przodu i z tyłu wszędzie pachnie motosportem.
Trzecia edycja VW Castrol Cup w Brnie, to 26 zawodników z 8 krajów, a gościnnie za kierownicą wyczynowego Golfa GTI zasiedli Bartek Obuchowicz (kochający sport motorowy, co udowadniał już nie raz, startując na przykład w Rallycrossie) oraz Maciek Ziemek, nasz kolega po fachu. Idę dalej, infrastruktura jest... europejska. Przez duże "E". Z pewnością to jeden z lepszych torów w Europie Środkowo-Wschodniej, czego nie można powiedzieć o torze w Poznaniu, który torem nazwiemy tylko dlatego, że jest tam nitka asfaltu, którą można się ścigać. Cała reszta, to coś na wzór parodii, i wyścigowego koszmaru. Niestety.
A czeski obiekt powstał w latach 30-tych XX wieku (sic!), i jest najstarszym obiektem w kalendarzu pucharu VW! Widać, że Czesi potrafią zadbać o tor, bo po licznych modyfikacjach ścigają bądź ścigały się tutaj światowe serie, takie jak: WTCC, Formuła 2, GT1, czy topowe, światowe serie motocyklowe - Moto GP i Superbike World Championship. Można?! Można. Długość jednego okrążenia wynosi 5.403 metrów, a najdłuższa prosta ma 637 metrów. Tor posiada łącznie 14 zakrętów (6 lewych i 8 prawych). Rekord okrążenia padł łupem kierowcy Luca Filippi, który w 2010 roku, podczas wyścigów Auto GP, samochodem Lola B05/52 osiągnął czas 1:43:260 min.
W Poznaniu, podczas otwarcia tej serii (VWCC) mogliśmy zobaczyć wiele - były WMP, WPP, Maluch Trophy, czy "cupowe" Porsche. Ścigające się Golfy były obok Porsche największymi atrakcjami. Jak jest u naszych południowych sąsiadów? Hmm. Wściekle rywalizujące kompakty to... najsłabsza seria podczas tego weekendu! Bo obok nich startują prawdziwe potwory - Ferrari Challenge Trofeo Pirelli, GTSprint, czy wreszcie nieco komiczne, ale tylko jak biernie stoją w depo, Superstars International. Te ostatnie są bardzo ciekawe, to przedstawiciele najróżniejszych marek - Jaguar, Porsche, BMW, Mercedes, Chrysler, Chevrolet, Cadillac. Ale nie zawsze są to auta sportowe, bo bazą do stworzenia aut wyczynowych są takie "anty-sportowe" modele jak: Chrysler 300C, Jaguar XF, Porsche Panamera, Audi A5 Sportback czy BMW serii 6. Przyznacie, to nie są idealne auta do jazdy po torze. Tyle, że obserwowanie i słuchanie tych
mocarnych aut sprawiło większą przyjemność niż słuchanie... Ferrari! Niecodzienne doznanie.
Co dla kibiców? To przede wszystkim możliwość buszowania pomiędzy tymi wszystkimi autami, obserwowania pracy mechaników, możliwość otrzymania autografu właściwie niemal od każdego kierowcy wyścigowego, pstrykania zdjęć i... oglądania poszczególnych wyścigów. W Poznaniu jest z tym różnie, są partie toru gdzie widać więcej, są partie gdzie widać niewiele. Na Automotodromie Brno widać... wszystko! Oto kolejna różnica w tym jak się robi wyścigi u nas, a jak się robi je profesjonalnie. W każdym istotniejszym miejscu oprócz trybun znajdziemy także wielkie telebimy, zatem gdy stawka aut, czy motocykli przejedzie odcinek który widzimy, nie oznacza to, że musimy czekać aż do nas wrócą na kolejnym okrążeniu i domyślać się co się stało, bo całą rywalizację możemy oglądać na żywo! Niby nic, prawda? Ale jak to wzbogaca naszą wizytę na torze. Oprócz ławeczek, czy świetnego "amfiteatru" gdzie siedząc na trawie w bardzo malowniczym miejscu można obserwować sporą część toru, Brno ma coś jeszcze - atrakcje dla kibiców. Można
coś przekąsić, można czegoś się napić. Słowem - zrelaksować się, bo weekend wyścigowy jest całkiem intensywny i długi.
Koniec końców, porównanie polskiego motosportu, a tego oferowanego przez Czechów, to jak porównanie Tatr i Alp. I jedne i drugie cieszą wielbicieli narciarstwa, ale jednak w Alpach wszystko jest większe, okazalsze, bardziej dopracowane, a o infrastrukturze nie ma nawet co mówić. Co zrobić, aby to "naprawić"? Drogi są dwie. Albo najpierw powstanie tor z prawdziwego zdarzenia, i wtedy będzie można się postarać o prestiżowe serie wyścigowe, albo tak odważne firmy jak Volkswagen same będą się starały zrobić coś z niczego (żeby nie użyć bardziej obraźliwego powiedzenia), oferując miłośnikom sportu motorowego profesjonalne serie na tych zgliszczach toru wyścigowego jaki mamy. A wtedy, pod presją serii wyścigowych może zdołamy udoskonalić Tor Poznań. Bo o budowie nowego obiektu nie mamy co marzyć. Jest jeszcze jedno rozwiązanie - skruszyć beton siedzący na stołkach w automobilklubach - tych lokalnych i tych centralnych...
Wracając do Brna. Przez cały dzień, ba, przez cały weekend właściwie cały czas coś się dzieje! Jak nie treningi to kwalifikacje, a uwieńczeniem tego wszystkiego są oczywiście poszczególne wyścigi. W sumie nie ma ani godziny ciszy. Cały czas słychać silniki na wysokich obrotach. W tym wszystkim sporą popularnością cieszyła się także "najsłabsza", ale tylko silnikowo, seria VWCC. Odbyły się dwa biegi - piąty oraz szósty. Przed Brnem liderem był Mateusz Lisowski, który po dwóch "słowackich" wyścigach stał się faworytem całej serii. Choć Golfy GTI na tle pozostałych aut tego weekendu nie prezentowały się najokazalej, to z pewnością zapewniły sporą dawkę emocji! Bo momentami działo się więcej niż w przypadku serii z "bolidami" Ferrari. Może jest to spowodowane wartością aut? Zniszczyć Ferrari 458, a uszkodzić VW Golfa, to jednak spora różnica kwotowa... Dlatego podczas obu wyścigów VWCC nie zabrakło
ostrej, czasami bardzo ostrej walki! Kierowcy może odważniej zbliżają się do swoich możliwości? Pierwszy wyścig to dominacja Mateusza Lisowskiego oraz Litwina Robertasa Kupcikasa. Było na co popatrzeć, obaj kierowcy walczyli zderzak w zderzak, do czasu, aż w Golfie Lisowskiego awarii uległa półoś. Wściekły dojechał do pit-lane, wysiadł z auta i niemal rozsadził pół paddocku. Emocje uzasadnione, ponieważ przez cały wyścig prowadził, odpierając skutecznie ataki Kupcikasa. Ostatecznie wygrał Litwin, a Mateusz nie kończąc wyścigu był zmuszony do startu w drugim wyścigu z końca stawki! Największym zwycięzcą w pierwszym wyścigu, obok Kupcikasa, był... Krystian Korzeniowski. Ale o tym za chwilę...
Drugi wyścig zapowiadał się naprawdę okazale. Przynajmniej z kilku powodów – po pierwsze Lisowski, który będzie przebijać się z końca stawki, po drugie Korzeniowski, który do wyścigów dotarł z… gier komputerowych! Jeszcze rok temu był całkowicie „zielony” jeżeli chodzi o profesjonalne ściąganie torowe. Jednak po tygodniu spędzonym na torze Silverstone, i treningu pod okiem takich kierowców jak Sebastian Buemi czy Johnny Herbert, wyrabiając licencję wyścigową, stanął przed wielką okazją na wygranie swojego pierwszego profesjonalnego wyścigu! Tyle, że właściwie tylko on i może niektórzy jego przyjaciele w to naprawdę wierzyli. Reszta spisała Krystiana na pożarcie. Powodem jest fakt, że do drugiego wyścigu pierwsza ósemka pierwszego wyścigu startuje w odwróconej kolejności, dlatego z pole position startował właśnie Krystian Korzeniowski. Wystartował, i ku zaskoczeniu WSZYSTKICH zdołał obronić pierwszą pozycję aż do końca! Nie brakowało walki, bo Krystian w międzyczasie stracił prowadzenie na rzecz słowackiego
kierowcy Patrika Nemeca, ale wspaniale kontratakował, jakby w wyścigach startował od wielu, wielu lat. To wielki talent, i prawdopodobnie czeka go imponująca wyścigowa przyszłość. To także dowód, że podążając za marzeniami można je… spełnić. Wzruszeń nie było końca. Oto jak „żółtodziób” pokonał doświadczonych wyjadaczy.
Warto też dodać, że nie mniej emocji towarzyszyło przedzieraniu się Lisowskiego z trzeciej od końca pozycji. Już na pierwszym okrążeniu zdołał awansować na 13 pozycję! Ostatecznie Mateusz dotarł do szóstego miejsca! Były szanse na więcej, ale pod koniec nie chcąc szarżować jechał bardziej zachowawczo. Wyczyn to wielki, choć po wyścigu wspominał coś, że szkoda, iż nie udało się dotrzeć do podium. Obserwując pochłanianie kolejnych rywali naprawdę ręce składały się do oklasków. Jest to, nie tylko moim zdaniem, najbardziej utalentowany kierowca w całej tej międzynarodowej stawce. Nowym liderem pucharu został Jan Kisiel. Lisowski zatem stracił sporo punktów, a to zapowiada wspaniałą walkę w kolejnych wyścigach. Następna runda to powrót na Tor Poznań, odbędzie się 21-22 czerwca w stolicy Wielkopolski. Szczerze zachęcamy do stawienia się w roli kibiców, bo zapowiadają się wyborne emocje! Wszystko wskazuje na to, że rywalizacja tej najbardziej profesjonalnej serii markowej w naszym kraju będzie nabierała rumieńców,
a walka będzie trwać do samego końca...
Kwalifikacja generalna po trzeciej rundzie Volkswagen Castrol Cup na torze w Brnie - nowym Liderem cyklu został Jan Kisiel (213 punktów), drugi jest Jakub Litwin (182 punkty), trzeci jest Mateusz Lisowski (180 punktów).
Pamiętajcie, że relacje można oglądać na antenach kanałów TVP Sport, TVP Info oraz TVN Turbo.
Michał Grygier/ll/moto.wp.pl