Trwa ładowanie...
25-04-2013 10:05

Uwaga na okazje podczas kupna samochodu

Uwaga na okazje podczas kupna samochoduŹródło: PAP/Andrzej Grygiel
d486jna
d486jna

Przyzwyczajeni od lat do ciągłych promocji na najrozmaitsze towary, niejednokrotnie bez większego zastanowienia dajemy się nabrać marketingowym chwytom, nie oszczędzając ani grosza. Na tę samą sztuczkę każdego roku nabiera się wielu klientów samochodowych salonów sprzedaży. Ci, usłyszawszy hasło "rabat", niemal w ciemno zaciągają kredyt czy wyciągają gromadzone od lat fundusze z konta, byle tylko skorzystać z nadarzającej się okazji. Przecież taka szansa może się już więcej nie powtórzyć.

O ile w przypadku nowego samochodu możemy jedynie dać się oskubać z kilku tysięcy złotych, kupując fabrycznie nowy pojazd zazwyczaj wolny od wad, o tyle na rynku wtórnym okazyjny zakup może przynieść nie tylko rozczarowanie. Koszty późniejszych napraw czy innych zabiegów, mających na celu przywrócenie pełni sprawności, mogą okazać się nie lada wyzwaniem dla naszego budżetu. Zanim przystąpimy do zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań wymarzonego auta z drugiej ręki, powinniśmy poznać typowe rynkowe okazje. Co ważne, okazja nie zawsze oznacza kosztowną w utrzymaniu minę będącą istną skarbonką bez dna.

Od dawna w mentalności polskich kierowców panuje przekonanie kultywowane przez kolejne pokolenia, a mówiące o tym, że nie warto interesować się samochodami z przebiegiem większym niż magiczne 200 000 kilometrów. Z tej niczym nieuzasadnionej idei połączonej z łatwowiernością, w najlepsze korzystają nieuczciwi handlarze, z lubością korygujący liczniki sprowadzanych samochodów. Wystarczy przejrzeć jeden z portali aukcyjnych, by wysnuć wniosek odnośnie niemieckich, francuskich czy holenderskich kierowców sprzedających za bezcen auta w idealnej kondycji. Przecież niemal każdy sprowadzony zza Odry pojazd ma około 160-180 tysięcy kilometrów przebiegu, bezwypadkową historię z pełną książką serwisową, a co ważniejsze, przez cały swój żywot eksploatowany był przez tamtejszego emeryta jeżdżącego tylko w niedzielę do kościoła. Ot, podsumowanie rodzimej oferty sprowadzonych samochodów.

Nie wiedzieć czemu, wciąż ślepo wierzymy w minimalne roczne przebiegi samochodów z silnikiem diesla, które rzeczywistości, w rękach typowego Niemca bez trudu pokonują 50 czy więcej tysięcy kilometrów rocznie. Sprowadzone do Polski, perfekcyjnie wyczyszczone i prowizorycznie naprawione auta, prawie zawsze mają pełną historię serwisową. Oczywiście, serwisowane były w ASO nawet pięć lat po zakończeniu gwarancji, do ostatniego dnia przed przyjazdem nad Wisłę. Cóż, wypełnioną książkę serwisową z wiarygodnymi pieczęciami kupimy bez wychodzenia z domu za około 100 złotych, legalizując tym samym przebieg pojazdu w oczach Polaka.

d486jna

Co ciekawe, większość kierowców woli kupować takie właśnie pojazdy niewiadomego pochodzenia, niż auta z całkowicie prawdziwą i pewną przeszłością, służące w firmowych flotach. Owszem, musimy liczyć się ze znacznym przebiegiem czy ubogim wyposażeniem wnętrza, ale nie w każdym przypadku. W zamian otrzymujemy faktycznie zadbany samochód, sumiennie serwisowany i bez chorobliwej oszczędności na częściach zamiennych. Przystępując do oględzin flotowej sztuki od samego początku znamy pełną historię, nawet wypadkową danego egzemplarza, co wyklucza możliwość oszustwa - chyba, że nieświadomie kupimy flotowe auto sprowadzone z Niemiec.

(fot. PAP/Lech Muszyński)
Źródło: (fot. PAP/Lech Muszyński)

Od kilku lat do Polski płynie strumień z pozoru doszczętnie rozbitych samochodów, których poczciwy niemiecki emeryt nie chciał już naprawiać z uwagi na wysokie koszty. Wedle trafnego stwierdzenia: "Polak potrafi", owe wraki w kilka tygodni ponownie trafiają na drogi za sprawą zdolnych i przedsiębiorczych "fachowców". Ci, pracując w pocie czoła, potrafią z kilku wraków złożyć z pozoru idealny egzemplarz. Niemal nigdy nie udaje się im jednak dokładnie odtworzyć fabrycznych wymiarów czy odpowiednio ustawić punktów pomiarowych nadwozia, świadczących o poprawnej odbudowie. Co więcej, większość speców od wspomnianych reanimacji, szukając oszczędności za wszelką cenę, niechlujnie zabezpiecza miejsca spawów przed korozją. W efekcie, już po pierwszej zimie mogą pojawić się rdzawe bąble.

d486jna

Kolejną miną, na którą przy odrobinie szczęście możemy się natknąć, są auta sprowadzone z Anglii, w chałupniczych warunkach dostosowane do prawostronnego ruchu. Niezwykle atrakcyjne ceny samochodów z kierownicą po niewłaściwej stronie, skłaniają rzesze handlarzy do zarobienia paru groszy. Jak sądzą niektórzy, wystarczy tylko przywieźć auto z Wysp i przełożyć kierownicę. Niestety, nie jest to taka prosta operacja, jak by się mogło wydawać. By dokonać tak zwanej przekładki, trzeba zaopatrzyć się w kompletne wnętrze, reflektory, kolumnę kierowniczą, zestaw pedałów czy wiązkę elektryczną z kontynentalnej wersji. W większości samochodów największą przeszkodą jest gródź pomiędzy komorą silnika a kabiną, wymagająca wymiany na wariant z miejscem na układ kierowniczy po lewej stronie. Spory problem stwarza także dobranie wnętrza z identycznej wersji wyposażeniowej, w innym przypadku w mgnieniu oka nawet bez sprawdzania numeru VIN poznamy, że to "Anglik".

(fot. PAP/Leon Stankiewicz)
Źródło: (fot. PAP/Leon Stankiewicz)

Każdy z nas niejednokrotnie zetknął się z historią opisującą nieszczęśnika, który nieświadomie kupił kradziony samochód - oczywiście po okazyjnej cenie. Jedynym sposobem by ustrzec się przed taką przykrą i kosztowną niespodzianką, jest sprawdzeniu danych pojazdu na komisariacie. Kupując samochód, koniecznie powinniśmy sprawdzić numer VIN. Składa się on z 17 znaków. Wszelkie ślady i rysy na tym numerze powinny wzbudzić nasze podejrzenia. sprawdzić go bezpłatnie w Europejskim Rejestrze Pojazdów (www.erp.pl) oraz na Elektronicznej Platformie Usług Administracji Publicznej (www.ePUAP.gov.pl).

d486jna

Na najbardziej kuszące okazje trafimy wertując oferty sprzedaży nowoczesnych, pełnych zaawansowanej techniki modeli. W niektórych przypadkach awarie elektroniki wymagają tylko i wyłącznie wymiany określonego modułu sterującego poszczególnymi systemami, co zawsze wiąże się z niemałym wydatkiem. Tak więc kupując egzemplarz zachowany w idealnej kondycji mechanicznej w znacząco niższej cenie, możemy trafić na taką właśnie elektroniczną minę. Początkowa oszczędność liczona w tysiącach złotych, po wstępnej wycenie specjalisty w jednej chwili zmieni się w stratę.

Oczywiście nie wszystkie okazje rynkowe, pozwalające oszczędzić kilka tysięcy złotych w momencie kupna, obarczone są niemal gwarantowanym nadejściem kosztownych usterek czy poważnych defektów. Na rynku wtórnym znajdziemy także wyraźnie tańsze samochody autorstwa włoskich i francuskich producentów, zawdzięczające swoją atrakcyjną cenę dużej utracie wartości. Stereotypowe podejście i mityczna awaryjność tychże konstrukcji przekłada się na bardzo atrakcyjne ceny, nawet egzemplarzy w perfekcyjnym stanie. Do rzadkości nie należą sytuacje, gdy w cenie wyeksploatowanego do granic możliwości VW Passata B5, znajdziemy młodszego Citroena C5 od pierwszego, polskiego właściciela. Analogiczna sytuacja jest z autami włoskiej produkcji, mogącymi pochwalić się silnikami Diesla przewyższającymi trwałością i kulturą pracy obecne jednostki serii TDI.

W motoryzacji prawie zawsze oszczędności mszczą się ze zdwojoną siłą, o czym co roku przekonuje się rzesza kierowców, początkowo dumnych z nowego nabytku prezentującego nienaganną kondycję. Dopiero z biegiem czasu i kolejnymi wizytami u specjalistów, wychodzą na jaw bolączki ukryte pod warstwą szpachli, zwojami kabli lub skrzętnych historyjek o drobnej stłuczce. Warto więc mieć ograniczone zaufanie do sprzedawcy i za nic w świecie nie wierzyć jego zapewnieniom, dokładnie weryfikując każde wypowiedziane przez niego zdanie.

Piotr Mokwiński/ll/moto.wp.pl

d486jna
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d486jna
Więcej tematów