Tor Łódź - to jest miś na miarę naszych możliwości
- Zjedź z autostrady na Łódź. Na pierwszym rondzie w prawo, później do świateł i znowu pierwsza w prawo – słyszę w słuchawce. To droga do żwirowni. Na razie jeszcze szutrowa, ale niebawem i to się zmieni. Choć to droga gminna, Tomasz Kaszuba już ma plan jej budowy. Załatwił wszystko prywatnie. Tak jak załatwił pieniądze na budowę ośrodka i toru.
I choć formalnie Tor Łódź to Ośrodek Doskonalenia Techniki Jazdy, zbudowano tutaj półtorakilometrową pętlę o szerokości od 8-12 metrów. Nie ma barier energochłonnych, przez co nie mogą odbywać się tu oficjalne zawody, ale jest wzniesienie jak na Slovakia Ringu, jest opadanie, są ostre zakręty i wyraziste łuki. Najdłuższa prosta nie przekracza 500 metrów, ale i tak można się nieźle rozpędzić. Na nitce zmieszczono 15 zakrętów (dziewięć lewych, sześć prawych) z tarkami – całość podzielono na trzy sekcje, z których każda może być spryskiwana wodą. Do tego są dwie maty poślizgowe, jedna prosta, druga na łuku, coś w rodzaju pit stopu i oczywiście zaplecze. Sala szkoleniowa, dwa miejsca serwisowe z podnośnikami. Jest coś jeszcze - ambitne plany rozwoju, o których rozmawiam z pomysłodawcą i właścicielem Toru Łódź - Tomaszem Kaszubą.
Juliusz Szalek: Torów wyścigowych w Polsce miało powstać kilka. Szumu medialnego było sporo. Inni mówią, a pan buduje. Łatwo jest stworzyć w naszym kraju taki obiekt?
Tomasz Kaszuba: Drugi raz chyba bym się nie zdecydował. Formalności, formalności i jeszcze raz formalności. Wie pan, że przez kilka miesięcy szukali tutaj wymierających gatunków robaków?
JS: *I znaleźli jakieś? *
TK: Pewnie, że nie. Ale jak ma pan kredyty, biznesplan i harmonogram, to nie można tak zwlekać. Trzeba działać.
JS: To jak długo pan buduje ten ośrodek?
TK: Samą nitkę toru wyasfaltowaliśmy w dwa, trzy miesiące. Najdłużej trwały sprawy urzędowe. Wymyśliliśmy, że ma to być zrobione porządnie, dlatego zerwaliśmy ziemię dość głęboko i nawieźliśmy twarde kruszywo. Jechało do nas gdzieś spod Kielc.
JS: *To dobre miejsce, bo pod Kielcami, w Miedzianej Górze jest jeden z dwóch polskich torów z prawdziwego zdarzenia. Drugi to Tor Poznań. Nie wystarczy jak na czterdziestomilionowy kraj? *
TK: Nie ma takiego obiektu w centralnej Polsce. Poza tym, jak próbował pan wjechać na którykolwiek z tych dwóch torów, zarządzanych przez automobilkluby, to wie pan, że dla zwykłego Kowalskiego jest to praktycznie niemożliwe. Ja sobie wymyśliłem, że to będzie miejsce, do którego w każdej chwili można przyjechać, zapłacić i pojeździć swoim lub wynajętym autem. Albo pod okiem instruktora, albo samemu - na własne ryzyko.
JS: Zależy, czy będzie miejsce, bo zapowiada się mocne obłożenie różnego rodzaju szkoleniami i eventami.
TK: Nasza główna działalność to szkolenie kierowców. Zbieramy instruktorów, kończymy budowę. Do oficjalnego otwarcia jeszcze jakiś miesiąc, a już faktycznie zainteresowanie jest olbrzymie. Co chwilę ktoś przyjeżdża, żeby zobaczyć, jak wygląda ośrodek, pogadać, pogratulować. Codziennie na naszej stronie mamy 500 tys. wejść. Musieliśmy zmienić serwery, bo nie wytrzymywały. Znaczy, że zainteresowanie jest. I to dobrze. O to mi chodziło.
JS: Czyli o zyski jest pan spokojny.
TK: Nie robię tego dla pieniędzy. Cały ten pomysł wziął się z pasji. Lubię jeździć samochodem, moi znajomi też startują w amatorskich imprezach i doszliśmy do wniosku, że nie mamy gdzie się podziać.
JS: I najlepszym rozwiązaniem było zbudować własny obiekt?
TK: Dlaczego nie! Skrzyknęliśmy się ze znajomymi, znaleźliśmy partnerów i sponsorów, a później krok po kroku zaczęliśmy przygotowania. Jeszcze niedawno były tutaj pola. A dzisiaj?
JS: Ale budowa toru o długości prawie półtora kilometra to chyba nie jest taka łatwa sprawa? Pal licho pozwolenia, to potężna inwestycja.
TK: Już nie liczę, o ile przekroczyliśmy budżet. W tym wszystkim dodatkowy milion czy dwa na tę drogę dojazdową to naprawdę niewiele.
JS: *Mówi pan o tym lekko, jakby to kosztowało setki złotych, a przecież kosztuje miliony. Nie zaglądam nikomu w kieszeń, ale gdyby to było takie proste, to podobnych torów mielibyśmy więcej i to w każdym województwie. *
TK: Udało mi się zebrać wokół tego przedsięwzięcia wielu wspaniałych ludzi, pasjonatów. Całość to faktycznie kilkadziesiąt milionów złotych. Nie chcę mówić o pieniądzach. Przecież ja nie wezmę tego do grobu. To zostanie i będzie służyło innym. Mam tylko jedno marzenie, żeby ośrodek zarabiał na swoje utrzymanie.
JS: A ze sponsorami nie było problemu? Gmina dorzuciła się do inwestycji? Może dała grunt albo zwolniła z podatków?
TK: No niestety, samorząd nie za bardzo chce nas wspierać w tym pomyśle. Np. ta droga. W gminie dowiedziałem się, że nie ma planów jej budowy, bo nie ma pieniędzy. Dobra, mówię, że my ją wybudujemy. No to zaczęły się kłopoty z planami, kosztorysem i terminami. Na same mapy do projektu czekałem trzy tygodnie. Ostatecznie jakoś się dogadaliśmy, ale nie było łatwo.
JS: *Liczył pan na większe wsparcie samorządu? *
TK: To nawet nie o wsparcie chodzi. Wie pan, że do dzisiaj nie mamy podłączonej energii? A mieliśmy mieć już dawno prąd od lokalnego dostawcy. Musiałem wynająć agregat prądotwórczy, żeby tu po ciemku nie siedzieć. Niby drobiazg. Co miesiąc 150 litrów oleju napędowego wlewam. Ale z powodu agregatu nie dostanę odbiorów. Bo zmieniły się założenia projektu. Muszę pisać kolejne prośby, wnioski i robić kolejne projekty. To wszystko trwa.
JS: Ale nitka toru jest.
TK: Z tego się najbardziej cieszę. Mieszankę nawierzchni opracowało nam laboratorium Lotosu. Ma dodatki polimerów i jest bardziej przyczepne niż asfalt drogowy, ale nie niszczy tak opon jak prawdziwe tory wyścigowe. Kilka kółek wystarczy, żeby przekonać się, że faktycznie asfalt trzyma samochód na nitce lepiej niż droga publiczna.
JS: A nie marzyło się panu, żeby to był jednak prawdziwy tor? Większy i szerszy?
TK: Pewnie, że marzyło. Ale jak powtarzam wszystkim, to jest miś na miarę naszych możliwości. Cieszę się z każdego zakrętu i każdego centymetra tego toru. A jak komuś się nie podoba, mówię jasno – zbuduj lepszy.
JS: Kto pomagał przy projektowaniu nitki? Jest i wzniesienie, którego nie ma w Poznaniu i ostre zakręty.
TK: Sami długo zastanawialiśmy się, jaką konfigurację toru wybrać. Podpatrywaliśmy różne i wyciągaliśmy z nich co najlepsze. Wzniesienie, faktycznie, jest trochę jak na Słowacji. Co ciekawe tor przystosowany jest do jazdy w obu kierunkach. Tarki będą na każdym zakręcie. Robimy je sami, bo te, które kupiliśmy w Austrii, okazały się w naszych warunkach niedobre.
JS: Wokół ośrodka jest dość pusto, w razie potrzeby miejsce na rozbudowę jest.
TK: Taki jest plan. Obok mamy jeszcze raz tak dużą działkę i plan dobudowania kolejnych 1500 metrów nitki. Z drugiej strony mamy miejsce na trybuny, a tutaj lądował ostatnio swoim helikopterem Robert Kisiel, wielokrotny mistrz Polski w wyścigach, który przyleciał zobaczyć ośrodek.