Tak reklamowano samochody w latach 90. w Polsce
"Reklama dźwignią handlu". To stare powiedzenie ma w sobie bardzo dużo prawdy. Dzisiaj reklamy samochodów kręcone są w najpiękniejszych zakątkach świata, a ich twórcami nierzadko są znani artyści. Jednak jeszcze kilkanaście lat temu sytuacja wyglądała inaczej.
Klienta trzeba przekonać, że dany samochód jest spełnieniem jego marzeń i najlepszym możliwym wyborem. Fiat w swojej reklamie Cinquecento porównuje auto do psa. Miejski model ma być bezpieczny, oszczędny, a we wnętrzu ma zmieścić całą rodzinę. Skoro Cinquecento jest samochodem rodzinnym, to Opel Astra pierwszej generacji reklamowany jest niczym limuzyna. Film ten przypomina reklamy, które dzisiaj możemy zobaczyć w telewizji. Ładne widoki, miły głos w tle i pochwały dla ekologii raczej budzą dziś uśmiech. Popularność Astry nie wiązała się z zamontowaniem katalizatora, a z konkurencyjną ceną.
Dużo ciekawiej prezentują się reklamy marek, które już zniknęły z rynku. Ostatnie Daewoo Tico, które dotrwały do dnia dzisiejszego kojarzą się z kierowcami o wątpliwych umiejętnościach, którzy na samochód nie chcą wydać wiele więcej niż na bilet miesięczny. Jednak w latach 90. koreańskie auto było bardzo mocnym konkurentem na rynku pojazdów miejskich. Trudno znaleźć jakąkolwiek zaletę oprócz niskiej ceny, ale w reklamie Tico przedstawiane jest jako samochód szybki i wytrzymały, wręcz idealny do ucieczki przed policją.
Wyjątkową pomysłowością mogą się też pochwalić autorzy reklamy Poloneza, który kosztował 1,4 mln zł miesięcznie. Niestety FSO nie dostarczało swoich samochodów helikopterami. Dodatkowo autorzy reklamy wyszli z założenia, że jaki Polonez jest każdy wie. Dlatego nie dowiadujemy się o nim niczego oprócz tego, że jest „duży i bezpieczny”.
sj, moto.wp.pl