Sto samochodów to mało - z gen. Gaworem rozmawiamy o zbliżającym się szczycie NATO
18 głów państw, premierzy, setki ministrów, generałów, liderzy najważniejszych organizacji partnerskich Sojuszu Północnoatlantyckiego i tysiące doradców oraz asystentów. Na szczyt NATO do Warszawy przyjedzie ponad 3 tys. gości. Sama delegacja prezydenta USA Baracka Obamy liczy powyżej 300 osób. Wszystkich trzeba sprawnie przetransportować. Jak to zrobić? O planowaniu tak wielkiego przedsięwzięcia rozmawiamy z gen. Mirosławem Gaworem, szefem Biura Ochrony Rządu w latach 1991 – 2001.
Juliusz Szalek: Szczyt NATO – logistycznie jak duże jest to przedsięwzięcie? Gen. Mirosław Gawor: Olbrzymie. Większe od pielgrzymek papieskich. Duże i co ważne, musi być bardzo precyzyjnie zaplanowane.
JS: Jesteśmy na to przygotowani?
MG: Mam nadzieję (śmiech). To, co zawsze było naszą piętą achillesową, to niedostateczna liczba środków transportu, jakimi dysponowaliśmy w BOR. Teraz ta sytuacja się poprawiła, ale na tak duże przedsięwzięcie, jakim jest szczyt NATO, nadal trudno znaleźć flotę. Żadnego państwa nie stać na to, żeby na trzy dni wystawić 50 kolumn dla 50 delegacji.
JS: Ile potrzebujemy samochodów?
MG: Dla samego BOR-u setka to za mało. Trzeba pamiętać, że prezydent to nie jest jednoosobowa delegacja. To jest całe otoczenie, czasami nawet kilkanaście osób. A tych najważniejszych osób będzie w Polsce kilkadziesiąt.
JS: To jak sobie poradzić?
MG: Przykład. Załóżmy, że planujemy wizytę papieża. Program pielgrzymki jest wstępnie ustalony. Najpierw odbywa się przejazd zapoznawczy, by ustalić trasę. Przedstawiciele kurii, rządu i wszystkich służb sprawdzają miejsca i jeśli wszyscy się na nie zgadzają, wydają akceptację. Wtedy dane miejsce traktowane jest jako oficjalny punkt pielgrzymki. Od tego czasu zaczynamy przygotowania logistyczne.
JS: Papież jeździ jednak po całym kraju, jest bardziej mobilny.
MG: Tak, papież na pielgrzymce często zmienia miejsca pobytu, porusza się różnymi środkami transportu. Samochodem i samolotem. A samochód ma tę ułomność, że nie nadąży za samolotem. W związku z tym do kolumny papieskiej musimy przygotować jednocześnie trzy takie kolumny.
W miejscu A odwozimy papieża do samolotu, leci on do miejsca B i tam musi na niego czekać kolejna kolumna. Jeśli z miejsca B leci do miejsca C to i tam musi czekać kolejna. Jeśli jest to fizycznie możliwe, to kolumnę z punktu A transportujemy do punktu C.
Czyli do jednej ekipy musimy mieć dwie lub trzy kolumny, a co za tym idzie - trzy zabezpieczenia. Ale trzeba pamiętać, że oprócz eksponowanej jednej osoby jest cały orszak towarzyszący. To jest ok 20-30 ludzi. Tych samochodów musi więc trochę być.
JS: Pielgrzymka rządzi się swoimi prawami – to wydarzenie z jedną główną osobą, która jedzie po w miarę wyznaczonej trasie. Przy okazji szczytu NATO delegacji równorzędnych jest wiele. Głów państw będzie znacznie więcej. Z prezydentem Stanów Zjednoczonych Barackiem Obamą na czele. Muszą się one przemieszczać do różnych punktów.
MG: Właśnie, dlatego jest to olbrzymie przedsięwzięcie. Fizycznie żadne państwo nie jest w stanie zapewnić indywidualnych środków transportu wszystkim. Koordynator całej logistyki będzie musiał wznieść się na wyżyny i będzie musiał żonglować kolumnami. W praktyce pojawiają się opóźnienia. Zatrzymanie ruchu poprzecznego na 2 minuty oznacza, że policja musi rozładowywać ten ruch przez 2 godziny. Dla nas każda minuta opóźnienia stwarza bardzo duży problem. Oczywiście mamy systemy łączności, ale to jest trudne do przewidzenia.
JS: Dlatego lepiej zamknąć pół miasta, niż co chwilę wstrzymywać ruch?
MG: Musimy trzymać reżim czasowy. Bo dany gość musi być w punkcie A o określonej godzinie, a do pkt B musi dojechać szybko i sprawnie też na wyznaczoną godzinę. Te czasy mamy przeliczone. Kłopot pojawia się, gdy ktoś chce się jeszcze pożegnać, z kimś porozmawiać. Jeśli komunikat o wyjeździe kolumny poszedł, to ruch zostaje wstrzymany. A jak jej przejazd się przedłuża, wtedy pojawiają się korki i nerwy.
Gdybyśmy mieli główne trasy czteropasmowe, wtedy moglibyśmy przejść na wariant wyłączenia jednego pasa dla naszych potrzeb i zastosować pilotaż motocyklowy, tzw. dynamiczny. On jest znacznie mniej uciążliwy dla mieszkańców. Oznacza, że każdą kolumnę obstawia kilku motocyklistów. Ostatni z kolumny ucieka na najbliższe skrzyżowanie i je blokuje. Kolumna przejeżdża i następny jedzie do kolejnego skrzyżowania i tak rotacyjnie.
JS: Jak duża jest flota samochodów w BOR, z których mogą korzystać najważniejsi przedstawiciele państwa? Specjalnie na szczyt NATO biuro kupiło 20 limuzyn, ale nie pancernych tylko zwykłych.
MG: Teraz to się na szczęście zmienia. Jak ja objąłem swoje stanowisko (w 1991 roku – przy. red.) mieliśmy kilka 10 -12-letnich volvo. Dopiero później mogliśmy sobie pozwolić na zakup nowych samochodów. Wtedy głownie peugeotów. Kiedyś kupowaliśmy normalne samochody i oddawaliśmy je do opancerzenia. Dzisiaj możemy kupić od razu takie limuzyny u producenta. W grę wchodzą praktycznie trzy marki Mercedes, BMW, Audi no i jeszcze Volvo. Wszystkie są porównywalne, jeśli chodzi o stan techniczny i komfort.
JS: Czyli nieważne, jaka marka wygra przetarg?
MG: Ja się nie do końca zgadzam z systemem przetargowym. Bo jeżeli chcielibyśmy zaserwować sobie w takim aucie dodatkowe wyposażenie, musimy taką informacje upublicznić. Z naszego punktu widzenia to mało profesjonalne.
JS: Kto jeździ opancerzonym samochodem, a kto zwykłym?
MG: Ze względów bezpieczeństwa, opancerzonym autem zawsze jeździ najważniejszy gość. Tutaj ważnych gości będzie więcej. Ale nie wyobrażam sobie, żeby głowy państw jeździły normalnymi samochodami.
JS: A tych najważniejszych gości oprócz Baracka Obamy będzie ok 18. Czy BOR ma tyle takich aut?
MG: Nie, absolutnie nie.
JS: No to jak będą transportowani najważniejsi goście?
MG: Powiedziałem już panu, że główny koordynator logistyki będzie musiał wznieść się na wyżyny. Odwozi jedną delegację i przyjeżdża po inną.
JS: A jak się nie da jednego gościa zawieźć i wrócić po innego?
MG: Nie ma takiej możliwości. Od miesięcy powinny być ćwiczenia i planowanie. Ale nie można niczego wykluczyć, nawet awarii samochodu. Taki scenariusz też trzeba wziąć pod uwagę i być na niego przygotowanym. Zawsze jest samochód zastępczy, awaryjny. Jeśli już dojdzie do takiej sytuacji, trzeba zatrzymać gościa w punkcie wyjścia, uzbroić się w cierpliwość i wykazać zrozumienie.
JS: Czy protokół dopuszcza możliwość, że prezydent jedzie nieopancerzonym samochodem?
MG: Są wstępne ustalenia, ale na bieżąco decyduje o tym zespół ochronny. Musimy przewidzieć zagrożenia na miejscu i szczegółowo zagrożenia natury ogólnej. I od tego zależy, jak mocno daną osobę chronimy. Jakich sił i środków użyć do zabezpieczenia tej danej osoby. Inne emocje wzbudza prezydent Obama, a inne premier małego państwa. Nie chcę umniejszać wagi żadnej osoby, bo dla mnie mój prezydent jest najważniejszy, ale prezydent Polski wzbudza inne emocje niż prezydent USA.
JS: Jeśli nie ma wystarczającej liczby opancerzonych samochodów, to można je wypożyczyć?
MG: Po pierwsze, kto panu takie auto pożyczy? A po drugie wypożyczone auto pozbawione jest środków łączności. No i BOR nie ma o nim żadnej wiedzy, a to warunek, by wsiadł do niego ważny gość. My te samochody musimy mieć pod stałym nadzorem. Nie możemy wziąć przypadkowego auta z niesprawdzonego źródła i wsadzić go do kolumny.
JS: Ale wojsko ogłosiło przetarg na wypożyczenie 200 samochodów klasy premium, autobusów i samochodów technicznych.
MG: Ja mówię o samochodach, które są w dyspozycji BOR.
JS: Sytuację ratują samochody, które część delegacji przywozi ze sobą.
MG: To są tylko Amerykanie i Rosjanie. Oni zawsze przywożą swoje pojazdy i to nie tylko dla prezydentów, ale i reszty delegacji.
JS: Miał pan okazję oglądać limuzynę prezydenta USA?
MG: To moje pierwsze doświadczenie z zagranicznymi wizytami. Miałem - przy okazji wizyty wtedy jeszcze wiceprezydenta George W. Busha. Wtedy tak, oglądałem prezydencki samochód. Dla ludzi, którzy się tym zajmują profesjonalnie nie jest to jakieś nadzwyczajne wydarzenie. Wiadomo, że najważniejsza głowa państwa musi mieć najwyższej jakości sprzęt, system łączności, ale też wyposażenie w aucie. Komfort i wygodę, ale to jest jego miejsce pracy i odpoczynku.
JS: A gdzie Amerykanie trzymają prezydencka limuzynę? Chyba nie na parkingu hotelowym?
MG: Wszystkie samochody, także nasze, muszą być monitorowane 24 godziny na dobę. Tu nie ma mowy, by osoba postronna mogła sobie takie auto obejrzeć czy dotknąć. Przy dzisiejszych możliwościach technicznych wystarczy moment, by sprowokować niebezpieczną czy niepożądaną sytuację. Co więcej przed każdym wyjazdem auto jest kontrolowane, ale też po każdej jeździe przechodzi inspekcję. Dobrym miejscem jest więc teren BOR.
JS: Amerykanie chętnie polegają na polskich funkcjonariuszach?
MG: Oni zdają sobie sprawę, że na naszym terenie to my mamy najlepsze rozeznanie. Tak, jak my, organizując wizytę naszej głowy państwa, zdajemy się na wiedzę lokalnych służb. To my dysponujemy pełną informacją o terenie, o naszej mentalności. Np. jak u nas padnie strzał, to wszyscy oglądają się i są zainteresowani robieniem filmów. W Stanach Zjednoczonych wszyscy padają na ziemię.
Zawsze przed ważną wizytą wymieniamy się informacjami, co jest sytuacją niepożądaną, czego się obawiać i jak reagować w nieprzewidywalnych sytuacjach. Np. co robić w razie awarii samochodu, opóźnienia lub na wypadek zagrożenia. Profesjonalne służby znajdują wspólny język bardzo szybko.
JS: BOR dysponuje samochodami różnych marek. Jakie auto, komu przysługuje? Czy jest sztywny podział?
MG: Jest to nieuporządkowany temat, który ciągnie się od lat. Nie znalazł się na razie nikt, kto podjąłby w tej sprawie rozsądną decyzję. Z punktu widzenia BOR powinno być tak: biuro dysponuje dzisiaj określoną flotą, ma podpisaną umowę z tym czy innym producentem, którego wyłaniamy w przetargu i po trzech, czterech latach on te auta zabiera i daje nowe. Wtedy mamy komfort i flotę o właściwym stanie technicznym. Przecież samochody są eksploatowane intensywnie, a kierowca musi mieć przekonanie, że auto jest przygotowane i sprawne w każdej chwili.
JS: Skąd ten problem?
MS: Kasa. Kasa i decyzja. Z ustawy wynika, kto jest w państwie ochraniany i komu przysługuje samochód BOR. Nie wszyscy ministrowie takiej ochronie podlegają, ale z punktu widzenia technicznego i profesjonalnego, można wykreować sytuację, że BOR ochrania wszystkich członków rządu. Pierwszym krokiem, by tak się stało, jest zabezpieczenie środków finansowych. Dzisiaj każde z ministerstw jest osobnym gospodarstwem. Przychodzi minister i mówi, że lubi Audi i chce jeździć z panem Stasiem. No i jeździ. A czy pan Stasiu ma umiejętności, jest sprawny? Tego BOR nie wie.
JS: A czy ktoś z BOR przed zakupem samochodów ogląda je, sprawdza, jak jeżdżą, zastanawia się, który byłby lepszy?
MG: To jest kwestia profesjonalizmu osób, które się za sprawę biorą. Jeśli pan przeprowadza przetarg to zna pan uwarunkowania, które musi spełnić, a oferent wie, jakie warunki ma spełnić. Jeżeli to zgramy, to nie powinno być sytuacji, że ktoś się odwołuje. Jeśli ktoś się odwołał, to znaczy, że była podstawa do tego. Trzeba było przygotować tak przetarg, żeby wyeliminować możliwe punkty zaczepienia.
JS: Ale wtedy się powie, że przetarg był ustawiony.
MG: Unikałbym w tej kwestii aptekarstwa. Założenia przetargu powinny zakładać podstawowe aspekty, a detaliczne rzeczy ustalamy w formie umowy wykonawczej. Tam możemy wpisać wszystkie szczegóły, że np. chciałbym z tyłu monitor lub inne wyposażenie.
JS: No dobrze, ale mi chodzi o coś innego. Pan, jako szef BOR, wie, że z tych trzech, czterech marek, o których mówiliśmy, najlepiej jeżdżą np. Audi. I takie chce pan kupić. MG: Tego nie da się zrobić w aktualnym systemie prawnym. Obowiązują nas zasady przetargów, a wszystkie instytucje kontrolne zakładają, że najważniejszym kryterium jest cena.
JS: A dla pana tak byłoby lepiej?
MG: Oczywiście, z punktu widzenia profesjonalnego nie można odkrywać wszystkich szczegółów zamówienia.
JS: Za pana urzędowania w BOR, jakie duże zakupy robiliście?
MG: Zszokuję pana. Przez 10 lat dostałem tylko jeden raz pieniądze na zakup samochodów. Kupiliśmy wtedy kilka aut w klasie premium, niepancernych i kilkanaście aut technicznych do obsługi biura. Musieliśmy radzić sobie na bieżąco i przy okazji jakichś wydarzeń kupowaliśmy samochody.
JS: Miał pan wpływa na konkretne marki?
MG: Nie jestem specjalnym gadżeciarzem, ale to zawsze są marki premium. Szukaliśmy aut do obsługi VIP-ów i samochodów technicznych dla funkcjonariuszy. Jest cała masa sprzętu, którą musimy wozić, a chłopcy to nie są ułomki. Auto musi być duże i wygodne.
JS: A jak wygląda proces szkolenia kierowców?
MG: Ten system został wypracowany jeszcze za moich czasów, nawet miejsca szkoleń są te same. Kierowcy ćwiczą w różnych warunkach drogowych zwykłe manewry. Ale muszą też wiedzieć, jak np. staranować auto. Potrzebujemy aut właśnie do takich manewrów. Tego nie da się nauczyć, rysując na papierze. I niech pan teraz wyobrazi sobie sytuację, że wysyłam na ćwiczenia kolumnę czterech BMW i jedno chcę położyć na dach. Który minister mi to podpisze?
JS: Nie mogę nie zapytać o sytuację z prezydentem Andrzejem Dudą na krakowskiej autostradzie. Co pan o tym myśli?
MG: W głowie mi się to nie mieści.
Dziękuję za rozmowę