*Jeszcze kilkanaście lat temu, Hyundai w Polsce jawił się jako egzotyczna marka. Jedyny szerzej znany model Pony, skutecznie konkurował tylko z Polonezem i Wartburgiem, uchodząc za dobrą limuzynę z Dalekiego Wschodu. Jednak po wkroczeniu na nasz rynek zachodnich marek, o koreańskim koncernie powoli słuch zanikał. Dopiero na początku XXI w. Azjaci zdecydowali się podbić europejski rynek inwestując w fabrykę w Czechach. Od 2007 r., Hyundai zalewa rynek nowymi modelami oznaczonymi małą literą "i". *
Najmniejszy w ofercie i10, to przedstawiciel segmentu A. W tej klasie najistotniejsza dla kupującego jest funkcjonalność i miła dla oka stylistyka. Pośród wielu wizualnie różnorodnych konkurentów (Fiat Panda, Suzuki Splash, Kia Picanto)
, niewielki Hyundai prezentuje się nieźle. Koreańscy styliści obrali neutralny kierunek, co znacznej części klienteli przypadnie do gustu. Pękata i zwarta sylwetka naznaczona licznymi obłościami może się podobać. Zgrabne kształty otrzymały wiele akcentów ciekawie urozmaicających azjatycką urodę. Dookoła nadwozia, na wysokości kolan, umieszczono czarną, szeroką listwę zabezpieczającą przed parkingowymi obtarciami, zaś w przedniej części zamiast wydatnego grilla, pojawił się niewielki chromowany element zawierający w sobie logo producenta.
Pozornie niezbyt duże nadwozie zaskakuje przestronnością wnętrza. W swojej klasie, koreański maluch dystansuje rywali. Z przodu, dzięki nadmuchanej sylwetce nawet wyższe osoby nie będą miały trudności w zajęciu miejsca. Dopiero naprawdę postawni pasażerowie odczują dyskomfort. Na tylnej kanapie również pozytywne zaskoczenie. Przestrzeni na nogi nie zabraknie, jednak pionowe oparcie zagwarantuje wygodę jedynie na krótkich dystansach. Martwi także znikoma ilość schowków. Ten z prawej strony deski rozdzielczej nie rozpieszcza przestronnością, zaś te ulokowane w środkowej części kokpitu, zmieszczą telefon komórkowy i paczkę chusteczek. Nieprzychylny obraz poprawia jednak bagażnik. Jego wnętrze pomieści 225 litrów, co stanowi przyzwoity wynik w tej klasie. Dodatkowym jego atutem, jest podwójne dno, dzięki czemu wykorzystując plastikowe przegrody, możemy unieruchomić i zabezpieczyć przewożone przedmioty.
Jakość wykonania to krok milowy dla Hyundaia. O ile gatunek zastosowanych plastików pozostawia wiele do życzenia, o tyle ich spasowanie nie budzi najmniejszych zastrzeżeń. W czasie jazdy naszych uszu nie dobiegają żadne niepokojące odgłosy, jakże częste w tym segmencie. Również różnorodna kolorystyka i faktura tworzywa na desce rozdzielczej wzbudza sympatię. Kilka odcieni szarości przemieszanych ze srebrnymi wstawkami łagodnie ożywia wnętrze. Do pełni szczęścia brakuje jedynie wyraźnego, jasnego akcentu na tapicerce foteli.
* WIĘCEJ ZDJĘĆ W GALERII * Miejsce pracy kierowcy zaprojektowano w taki sposób, aby miał łatwy dostęp do wszelkich przełączników. I rzeczywiście sterowanie manualną klimatyzacją, regulacją siły nawiewu, czy elektrycznym opuszczaniem szyb nie nastręcza problemów. Nieco inaczej rysuje się wygoda dość ubogo wyprofilowanych foteli. Pozycja za kierownicą jest wysoka, nawet po opuszczeniu siedziska do minimalnego poziomu. Nieodparte wrażenie siedzenia na zydelku nie ustępuje niestety po odpaleniu silnika i przejechaniu kilku kilometrów. To zjawisko nie przeszkadza podczas jazdy miejskiej, jednak dystans 150 km może wywołać bóle kręgosłupa. Wówczas ratunkiem okażą się relaksacyjne postoje na świeżym powietrzu. W sukurs niedomaganiom wygody przychodzi niespotykanie dobrze jak na miejską klasę zestrojony zestaw audio. Nie dość, że jego obsługa jest intuicyjna, to zestaw czterech głośników okazuje się w zupełności wystarczający. Próżno szukać
podobnego zestawu u konkurencji. Za godny uwagi gadżet może uchodzić przycisk pozwalający ściemnić duży wyświetlacz, nie męcząc przy tym oczu podczas nocnej wyprawy. Zgodnie z charakterystyką i przeznaczeniem i10 do miasta, dopasowano także silnik. W testowanym egzemplarzu pod maską zagościła benzynowa jednostka o pojemności 1.1 litra. Jest to chyba najsłabszy punkt solidnego Hyundaia. Nie pomaga nawet 66 KM i 99 Nm, które na papierze wypadają nieźle, jednak w czasie jazdy zadowoli tylko niewybrednych kierowców. Dopóki wskazówka obrotomierza nie przekroczy wartości 3 tys. obrotów, możemy rozkoszować się elastyczną i cichą podróżą. Powyżej tej wartości, w kabinie robi się naprawdę głośno. A szkoda, bo zawieszenie zestrojono dosyć sztywno, co pozwala na bardziej agresywną jazdę i wykorzystanie pełni możliwości trakcyjnych.
Na całe szczęście w ofercie są również dwie silniejsze jednostki. Diesel o tej samej pojemności
generując 75 KM i 153 Nm, to propozycja dla oszczędnych. Warto zauważyć również, że testowany egzemplarz miał spory apetyt na paliwo. Podczas jazdy w cyklu mieszanym na dystansie 600 kilometrów, motor potrzebował blisko 7 litrów na każde 100 km.
* WIĘCEJ ZDJĘĆ W GALERII * Mimo kilku niedociągnięć, koreański maluch to jeden z najlepszych przedstawicieli gatunku miejskiego. Swoimi gabarytami umożliwi zaparkowanie w najciaśniejszym miejscu parkingowym, zaś przestrzenią wewnątrz, zagwarantuje przewóz nawet czterech dorosłych osób. Można mu wybaczyć głośno pracujące zawieszenie, gdyż prowadzi się niezwykle pewnie. Gdyby tylko czułość układu kierowniczego malała wraz ze wzrostem prędkości w większym stopniu i cena była niższa o 5 tysięcy złotych, w salonach ustawiałyby się długie kolejki.
tekst,foto Piotr Mokwiński