"Siedzenie na zderzaku" to w Polsce plaga. Bezkarna
Za tzw. siadanie na zderzakach, czyli jazda blisko poprzedzającego auta lub wjeżdżanie tuż przed samochód, w Niemczech czy Francji grozi nawet 400 euro mandatu. U nas to prawdziwa plaga i praktycznie bezkarna - informuje "Metro".
Ta wręcz już narodowa choroba rozprzestrzenia się jak wirus, zwłaszcza na nowo powstałych autostradach. 13 proc. autostradowych kolizji było spowodowanych niezachowaniem bezpiecznej odległości między pojazdami (w przypadku zwykłych dróg krajowych zbytnie podjeżdżanie odpowiada jedynie za 5 proc. wypadków).
Gazeta podaje przykład takiego zachowania. Jedna z czytelniczek jadąc z Warszawy przez Łódź do Włocławka kilkanaście razy podczas wyprzedzania podjeżdżano pod jej zderzak, pomimo jazdy z prędkością 140 km/h. Gdy nie zjechała, migano na nią światłami, trąbiono i pokazywano do niej różne gesty.
Niestety, polskie prawo nie zabrania piratom niebezpiecznego zbliżania się pędzącego samochodu. Jeżeli nie dojdzie do zderzenia, takie wyczyny pozostaną bezkarne. Zmotoryzowani zmuszeni są zachować bezpieczną odległość, jednakże przepisy nie regulują, ile ma ona wynosić.
W Niemczech czy Francji należy zachować odstęp między pojazdami wynoszący co najmniej połowę prędkości auta (np. przy 100 km na godz. - 50 m). Za "jazdę na zderzaku" grozi mandat w wysokości nawet 400 euro. Nakaz dotyczy pojazdów, które poruszają się z większymi prędkościami (powyżej 80 km na godz.). Odległość między samochodami mierzą fotoradary rozstawione przy autostradach.
Źródło: PAP/Metro
ll/moto.wp.pl