Samorządów nie stać na elektryczne auta. Kolejne zmiany w ustawie o elektromobilności
"Panie Premierze, ta sytuacja niepokoi” – twierdzi poseł Paweł Pudłowski. Chodzi o, jak można przeczytać w interpelacji, zapaść elektromobilności. Bo nie ma co ukrywać, że sztandarowy projekt władz to fikcja.
Zapowiedzi były szumne, plany ambitne – do 2025 na polskie drogi miało wyjechać milion samochodów elektrycznych. Tymczasem przeglądając poselskie zapytania można zauważyć, że oderwane od rzeczywistości zapowiedzi najwyraźniej przestały być brane na poważnie w sejmowych kuluarach. Poseł Paweł Pudłowski zauważa, że tegoroczne rejestracje aut zasilanych wyłącznie prądem stanowią 0,09 proc. nowo rejestrowanych pojazdów. To na tle innych krajów UE trochę mało.
"Trochę" może być sporym niedopowiedzeniem. W I połowie 2018 roku nad Wisłą sprzedano 279 elektrycznych aut. W Niemczech zarejestrowano w tym czasie ponad 17 tys. aut na prąd, lecz tamtejsi specjaliści twierdzą, że milion aut zostanie osiągnięte (z trudem) w 2022 roku. Nawet jeśli nie będziemy porównywać się z tak dużym i bogatym sąsiadem, sytuacja nie prezentuje się rewelacyjnie. Wyprzedzają nas Czechy (318 pojazdów), Irlandia (529 aut), a nawet Rumunia (297 samochodów).
Pomijając kwestię produkcji polskiego samochodu elektrycznego (to już zaczyna być głównie tematem żartów), nie doczekaliśmy się nawet sensownych dopłat do ekologicznych samochodów. Teraz co najwyżej możemy odliczyć akcyzę w wysokości 3,1 proc. wartości pojazdu, co przy kwotach rzędu 150 tys. zł – bo tyle kosztują najtańsze samochody elektryczne – jest po prostu znikomą zachętą. Tak jak możliwość poruszania się po buspasach i opcja darmowego parkowania w mieście. Nie przeszkodziło to we wprowadzeniu nowej opłaty w wysokości 8 groszy do paliwa, która ma finansować niskoemisyjny transport.
Ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych zobowiązuje organy administracji do wprowadzania pojazdów elektrycznych do swoich flot. Z takiej możliwości skorzystały lasy państwowe, decydując się na modne i futurystyczne BMW i3. Z kolei samorządy mają problem – oczywiście finansowy. Okazuje się, że ustawa wymusza na nich zlecenie zadania publicznego (np. wywóz śmieci) firmie, która ma w swojej flocie 10 proc. samochodów elektrycznych. O ile tak napędzane śmieciarki istnieją, są wyjątkowo drogie.
Jak donosiła posłanka Anna Sobecka, średni koszt śmieciarki z silnikiem wysokoprężnym zaczyna się od 600 tys. zł, a jej elektryczna wersja może kosztować nawet 3 mln zł. Również inne posłanki w swojej interpelacji zauważyły, że samorządy zostały postawione przed faktem dokonanym. Dlatego też w Komisji ds. Energii i Skarbu Państwa odbyło się pierwsze czytanie projektu ustawy o zmianie ustawy Prawo energetyczne. Zamiast elektryków samorządy będą mogły się zdecydować na pojazdy zasilane gazem ziemnym. Ot, to cała elektromobilność.