Trwa ładowanie...

Samochody z Ameryki: różnice i problemy

Samochody z Ameryki: różnice i problemyŹródło: zdjęcie producenta
d5oe7w0
d5oe7w0

Dla Polaków zachodnie kraje od niepamiętnych czasów były synonimem dobrobytu i ogólnej prosperity całego społeczeństwa. Któż w PRL-u nie pragnął chociaż na chwilę wyrwać się z komunistycznej rzeczywistości, by na własnej skórze przekonać się, co to takiego ten ganiony "krwiożerczy kapitalizm". Republika Federalna Niemiec, Francja, Włochy czy państwa skandynawskie stanowiły główne kierunki emigracji na Starym Kontynencie. Jednak żadne z powyższych państw nie miało takiej siły przyciągania jak Stany Zjednoczone i Kanada - istne eldorado na drugiej półkuli w oczach komunistycznego społeczeństwa.

Nieliczni z niecierpliwością oczekiwali na świąteczną paczkę od wujka czy ciotki z Ameryki. Nie lada furorę robiły też najdrobniejsze wyroby made in USA. Nieważne, czy zegarek, ubranie lub książkę, każdy pragnął mieć coś zza oceanu. Podobna fascynacja panowała wśród zmotoryzowanych. Szara smutna rzeczywistość w postaci Malucha, Dużego Fiata, Warszawy, Trabanta i spółki, nie mogła się równać z amerykańskimi krążownikami szos. Tylko garstce udało się przebić przez ogrom trudności i sprowadzić do Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej "amerykana" z krwi i kości.

(fot. zdjęcie producenta)
Źródło: (fot. zdjęcie producenta)

Wydawać by się mogło, że przemiana ustrojowa, a wraz z nią otwarcie na zachodnią Europę zmniejszą zainteresowanie autami ze Stanów. Nic bardziej mylnego. Z biegiem czasu coraz bardziej opłaca się importować auta zza oceanu (nawet rodowitych europejskich producentów) z uwagi na ich niższą cenę w USA i Kanadzie. Także dziś sytuacja wygląda podobnie, zwłaszcza w przypadku droższych modeli. Nawet z uwzględnieniem kosztów transportu do Polski i wszelakich podatków, opłaca się sprowadzić samochód i dostosować go do unijnych wymagań.

Niestety, w tym miejscu pojawia się istotna kwestia różnic między wersjami przeznaczonymi na europejski i północnoamerykański rynek. Przed podjęciem decyzji o imporcie, warto sprawdzić jak bardzo się różnią. Wiele osób uważa, że zmiana oświetlenia przemieni typowego "amerykana" w standardową odmianę przeznaczoną na Stary Kontynent. W rzeczywistości, problem jest o wiele szerszy niż mogłoby się wydawać.

d5oe7w0

Kluczem do rozwiązania zagadki jest charakterystyka tamtejszego rynku i przepisów określających wymagania odnośnie dostępnych aut. Ogromnym problemem, zwłaszcza w autach wyższej klasy, jest instalacja elektryczna. Wykonana wedle amerykańskich standardów stwarza ogromne trudności podczas "europeizacji" samochodu oraz ewentualnych napraw. Sama przeróbka oświetlenia, na którą składa się całościowa wymiana świateł (przednich na asymetryczne), a także usunięcie lamp obrysowych, niejednokrotnie wymaga poważnej ingerencji w instalację. Z licznikiem wyskalowanym w milach większość oszczędnych jest w stanie się pogodzić.

W kwestii mechaniki różnice są o wiele mniejsze. Wynikają głównie z preferencji amerykańskiej klienteli. Już dawno sprowadzający auta zza Wielkiej Wody przyzwyczaili się do obowiązkowych skrzyń automatycznych. Manualne są niezwykłą rzadkością, a w Ameryce Północnej stanowią najlepsze zabezpieczenie antykradzieżowe, gdyż wielu złodziei nie umie ich obsłużyć. Również inna charakterystyka układu jezdnego jest jednym z istotniejszych punktów na liście różnic. Wynika ona z upodobania Jankesów do komfortu i ogólnego lenistwa za kółkiem. Bez komfortowego (dla Europejczyka "tapczanowatego") zawieszenia nie ma co liczyć na sukces.

Ofiarą amerykańskich wymagań padł układ hamulcowy, wyraźnie słabszy niż w analogicznych autach u nas. Sztandarowym przykładem jest Nissan 350 Z który w standardowej wersji dla USA dysponował zupełnie innymi elementami i dopiero najszybszą odmianę wyposażono w europejskie hamulce. Ten sam problem dotyczy także innych sportowców pokroju Subaru Imprezy STI i Mitsubishi Lancera EVO.

(fot. zdjęcie producenta)
Źródło: (fot. zdjęcie producenta)

Nawet w czasach kryzysu i horrendalnych cen przy dystrybutorach, w Ameryce wciąż widać pozostałości mody na wielkie jednostki benzynowe. Silniki diesla tolerowane są tylko w ciężarówkach i największych wersjach pickupów. Nawet cyklicznie organizowane akcje promocyjne nie są w stanie przekonać Jankesów do oszczędnych ropniaków. Niemal całe społeczeństwo wciąż tkwi przy silnikach benzynowych.

d5oe7w0

Niestety, sprowadzając samochód popularnego europejskiego wytwórcy nie mamy co liczyć na diesla. Jednak w przypadku marek premium, nie powinno być aż tak źle, przecież na północnoamerykańskim rynku oferowane są te same zaawansowane benzyniaki. Pod maską dostępnego w Stanach i Kanadzie BMW serii 5, znaleźć możemy między innymi najnowsze dzieło bawarskiego producenta - dwulitrową doładowaną jednostkę produkującą 240 KM, a także zwycięzcę wielu plebiscytów: 300-konne, doładowane sześć cylindrów o pojemności trzech litrów.

Wielu producentów decyduje się na o wiele dalej idące zmiany, różnicujące amerykańskie i europejskie wersje. Niejednego kierowcę zwiodła już identyczna nazwa i przynależność klasowa (choć nie jest to regułą). Z pozoru identyczny europejski i amerykański Volkswagen Passat , to w rzeczywistości dwa odmienne modele dzielące tylko nazwę i konwencję stylistyczną. Podobnie postąpiła Honda z Accorem i Ford z modelem Fusion - który w Europie znany jest jako małe miejskie auto, natomiast w Stanach to średniej wielkości sedan napędzany nawet silnikiem o pojemności 3,5 l.

d5oe7w0

Jeszcze przez długie lata nie zanosi się na całkowitą unifikację ofert europejskiej i amerykańskiej u największych producentów. Wciąż gusta i priorytety u nas oraz w USA znacząco różnią się od siebie. Europejczyk zwraca dużą uwagę na jakość wykończenia, Amerykanin zaś do pełni szczęścia potrzebuje uchwytów na napoje, obszernego fotela i klimatyzacji.

Piotr Mokwiński

sj

d5oe7w0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d5oe7w0
Więcej tematów