Nadwozie
Przeglądając ogłoszenia motoryzacyjne można dojść do ciekawych wniosków. Większość aut, nawet tych starszych, ma przebieg nieprzekraczający 200 tys. km, niezniszczone wnętrze i "nie wymaga wkładu finansowego", nie wspominając już o "bezwypadkowości". Prawda jest jednak taka, że większość okazyjnych ofert to podszykowane na sprzedaż złomy. Oto sposoby handlarzy na tuszowanie wad sprzedawanych pojazdów.
Zazwyczaj nieuczciwi handlarze wykonują naprawy blacharsko-lakiernicze w taki sposób, że już z odległości kilkunastu metrów widać, że auto jest po przygodach. Gorzej jeśli trafimy na sprytniejszych "magików". Dla laika niektóre naprawy wykonane przez wprawnych blacharzy i lakierników mogą być właściwie niezauważalne. Przyjazd na miejsce oględzin z czujnikiem lakieru to nie wszystko. Nigdy nie ma gwarancji, że auto będzie pewne - podejrzane egzemplarze często są dokładnie polerowane przed sprzedażą. Nie wolno ograniczać się do powierzchownego sprawdzenia. Warto zwrócić uwagę na połączenia śrubowe, ślady niestarannie wykonanych spawów blach, grubą warstwę szpachli, grubość lakieru na takich elementach jak np. progi - odstępstwa od normy to znak, że przy aucie ktoś majstrował.
Niektórzy producenci stosują tzw. "naklejki ochronne", które umieszczane są na elementach nadwozia przed jego malowaniem - przykładem może być Peugeot 406, w którym znajdziemy je na tylnych błotnikach (w okolicach progów) - ich brak świadczy o ingerencji lakiernika. Przy okazji, warto sprawdzić stan i sposób montażu listew, osłon, maskownic, itp. - popękane, nieudolnie przyklejone czy odstające powinny dać nam do myślenia.
Trzeba jednak pamiętać, że ślad po malowaniu jakiegoś elementu, nie przekreśla auta - szczególnie jeśli dany egzemplarz ma już kilka czy kilkanaście lat. Stłuczki i zarysowania są nieuniknione. Warto jednak zapytać sprzedającego, czy ma zdjęcia auta tuż po uszkodzeniu.