Dopłata
Nie ulega wątpliwości, że jakość powietrza w polskich miastach pozostawia wiele do życzenia. Za panujący smog częściową winą obarcza się samochody osobowe. Rząd postanowił poprawić sytuację, proponując nowe przepisy. Choć na konkrety będziemy musieli poczekać prawdopodobnie do kwietnia, już dziś wiadomo, że planowane są zachęty dla tych, którzy zdecydują się na zakup bardziej ekologicznego pojazdu. Miałyby one przybrać formę obniżek opłaty akcyzowej na samochody hybrydowe i elektryczne. W rządowej propozycji na jedną marchewkę przypadają jednak dwa kije.
Kary za brak DPF-u
Pierwszy z pomysłów to karanie zmotoryzowanych za jazdę samochodami przekraczającymi normę emisji spalin. W praktyce miałoby to oznaczać wprowadzenie kar za wycięcie filtra cząstek stałych w samochodach z silnikiem Diesla. Problem polega jednak na tym, że wykrycie takiej operacji nie jest łatwe.
- Stacje diagnostyczne nie mają urządzeń, które mogłyby bezsprzecznie udowodnić, że samochód nie posiada filtra cząstek stałych – mówi Wirtualnej Polsce Marcin Barankiewicz z Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów. - Na stacjach są analizatory spalin używane do aut z silnikiem benzynowym oraz dymomierze wykorzystywane w przypadku samochodów z silnikiem Diesla. Dymomierz nie dokonuje jednak analizy składu spalin, więc nie może wykryć braku DPF-u. Co więcej, przepisy mówią, że podczas kontroli diagnosta nie może demontować żadnego z elementów samochodu. Nawet jeśli podejrzewa, że ma do czynienia z autem, w którym wycięto DPF, nie może tego udowodnić – dodaje Barankiewicz.
Na rynku nie brakuje firm, które specjalizują się w wycinaniu filtrów cząstek stałych. Robią to tak, by nie pozostawić śladów. Pozostawiana jest obudowa filtra, a zmienione oprogramowanie samochodu sugeruje komputerowi pokładowemu, że filtr nadal jest częścią samochodu. Braku DPF-u nie widać więc ani przy oględzinach w kanale, ani za sprawą kontrolki świecącej się na tablicy rozdzielczej.
Starszym autom zakaz wjazdu
Drugim kijem na zanieczyszczających powietrze ma być zakaz wjazdu do centrów miast samochodami, które emitują dużo szkodliwych związków. Przepisy, które pozwolą samorządom na wprowadzenie takich ograniczeń, są już w Sejmie. Proponowane rozwiązania pozwalają władzom miast, w których mieszka więcej niż 200 tys. osób, wytyczać strefy ograniczenia albo zakazu poruszania się samochodów, które nie spełniają wymaganych norm emisji spalin. Kierowcy, którzy będą chcieli wjechać do strefy zamkniętej lub z ograniczonym ruchem, będą musieli naklejać na samochody plakietki informujące o klasie emisji. Jeśli będzie wyższa niż wymagana przez władze miasta, nie wjadą. Wymogów nie będą musieli spełniać jedynie mieszkańcy specjalnych stref, pojazdy specjalne.
Pomysł ograniczenia wjazdu do centrów miast starszymi samochodami nie jest nowy. Pojawił się w Polsce już w pierwszej połowie 2015 roku. Projekt przepisów był bliski trafienia do laski marszałkowskiej, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło - prawdopodobnie ze względu na zbliżające się wybory parlamentarne. Czy przyniesie on spodziewane efekty? Raczej nie.
Problem w tym, że nalepki, które miałyby uprawniać do wjazdu do miasta, prawdopodobnie będą wydawane bez kontroli rzeczywistego poziomu emisji – podobnie jak jest to w przypadku naklejek potrzebnych u naszych zachodnich sąsiadów.
- Nalepki ekologiczne, które obowiązują na terenie Niemiec, wydajemy na podstawie daty pierwszej rejestracji samochodu - mówi nam pracownik jednej ze stacji kontroli pojazdów. - W naszej stacji diagnostycznej nie ma urządzeń, które mogłyby określić rzeczywisty poziom emisji zanieczyszczeń samochodu - dodaje.
Certyfikacja polega więc na założeniu, że jeśli data pierwszej rejestracji samochodu jest późniejsza od daty wprowadzenia kolejnej normy emisji spalin, musi on spełniać daną normę. Na przykład auta zarejestrowane pierwszy raz po 2009 roku spełniają normę Euro 5. Tak jest jednak tylko w teorii. W Polsce niczym nadzwyczajnym nie jest wycinanie filtrów cząstek stałych w autach z silnikami Diesla - w końcu generują one spore koszty eksploatacyjne. Efekt ekologiczny będzie więc słabszy od oczekiwanego.
Tomasz Budzik, Wirtualna Polska
Źródło: IAR, PAP