Ile wart taki raport?
Już pobieżne sprawdzenie zasad przygotowywania raportów usterkowości każe podchodzić do nich z pewną rezerwą. I nie chodzi tu nawet o kwestie oszustwa. Takie zarzuty pojawiły się w przypadku ADAC, który manipulował wynikami plebiscytu na ulubione auto Niemców (nagroda "Żółty Anioł"). W przypadku rankingów niemieckiego automobilklubu zarzuty dotyczą już samej wspomnianej wyżej metodologii zbierania danych. Przede wszystkim wątpliwości budzi nieuwzględnianie interwencji w ramach usługi assistane realizowanej przez ADAC. Może to zachęcać producentów aut do nawiązywania współpracy z ADAC, by zminimalizować liczbę aut swojej marki, które trafią do rankingu usterkowości.
W statystykach awaryjności ADAC nie pojawią się również wszystkie usterki, które pozwoliły kontynuować jazdę. Nawet w trybie awaryjnym, nawet przy ograniczonej prędkości, a kierowca będzie wolał w większości przypadków samodzielnie dojechać do warsztatu niż wzywać pomoc drogową.
Analogiczne wątpliwości mogą się pojawić w przypadku analizy raportów dwóch pozostałych organizacji. W rankingach DEKRY i TÜV nie znajdziemy raczej takich usterek, które uniemożliwią poruszanie się. W takiej sytuacji kierowca nie tylko nie mógłby dojechać na przegląd, ale w pierwszej kolejności udałby się do mechanika w celu dokonania naprawy.
Kontrowersje budzą również same wyniki. Czołowe pozycje bardzo często zajmują modele niemieckich marek. Wątpliwości same rzucają się w oczy: niemieckie organizacje promują niemieckie marki. Żadnych podstaw postawienia zarzutu manipulacji wynikami nie ma, ale jakiś niesmak jednak pozostaje.