Producenci zrzucają się na ładowarki do aut. Niemcy mają swój plan elektromobilności
W tym roku Niemcy przegonią Norwegię pod względem sprzedanych samochodów elektrycznych. Szybkie autobahny nie są idealnym miejscem dla takich aut, lecz zachodni sąsiedzi mają przemyślany plan. W takim świetle nasza elektromobilność wygląda blado.
Nawet najskromniejsze prognozy przewidują, że sprzedaż hybryd plug-in oraz czysto elektrycznych samochodów podskoczy w Niemczech o 64 proc., co przekłada się na 82 tys. nowych e-pojazdów. Nie bez znaczenia są dopłaty sięgające nawet 4 tys. euro. Obowiązują od 2016 roku.* Choć na początku Angela Merkel mówiła o wprowadzeniu na drogi co najmniej miliona samochodów elektrycznych (skąd my to znamy?) do 2020 roku, teraz powoli wycofuje się z tego pomysłu.*
Auta elektryczne nie mają jednak sensu, jeśli nie ma gdzie ich naładować. Za zachodnią granicą jest już 8515 ładowarek, co daje wynik jednej stacji na 40 km kwadratowych. Nie jest to wynik zdumiewający, jednak rośnie z dnia na dzień. Sponsorami są producenci samochodów.
Daimler, Volkswagen, BMW, a nawet Ford, dokładają się do wartego 40 miliardów dolarów planu. Założenia aliansu przewidują, że tylko w tym roku uda się uruchomić kolejne 100 ładowarek. Priorytetem są autostrady, gdzie auta elektryczne nie sprawdzają się doskonale.
Elektryki są idealne do miasta, gdzie nie muszą osiągać wysokiej prędkości maksymalnej. Z kolei na drogach szybkiego ruchu, powyżej 100 km/h, zauważyć można znaczący spadek zasięgu. Problem jest tym bardziej widoczny w miejscach, gdzie nie ma ograniczeń prędkości, czyli na 2/3 niemieckich autostrad. Najwidoczniej silnik spalinowy nie opuści rynku tak szybko.
