Poszukiwany: instruktor jazdy. W branży brakuje rąk do pracy
Chwilowy szturm kursantów na szkoły jazdy ujawnił niewydolność systemu szkolenia. Pomimo rozluźnienia przepisów kilka lat temu, instruktorów jazdy brakuje. Co więcej, będzie jeszcze gorzej.
Nowe przepisy dla młodych kierowców miały wejść w życie 4 czerwca 2018. Miały, lecz po raz piąty data rewolucji na drogach została przesunięta. Już na początku roku kto mógł, spieszył do szkół jazdy, by zapisać się na kurs.* Tylko jedno wydarzenie na Facebooku – zrobię prawko przed 4 czerwca – zyskało zainteresowanie 14 tys. internautów.* Właściciele obiektów zacierali ręce, kursy się odbywały, po czym wyszło… jak zwykle. Wszystko zostaje po staremu.
Jak obliczyliśmy, w najszybszym trybie od zapisania się na kurs do jego ukończenia można wyrobić się w 33 dni. Przynajmniej w teorii. W praktyce zapisanie się na "jazdy" wymaga przeczekania przynajmniej tygodnia,zwłaszcza jeśli chcemy jeździć popołudniami lub w weekendy. Jak powiedział nam Piotr Rucki, właściciel warszawskiej szkoły jazdy Elmol, obecnie zatrudnia on 9 instruktorów, lecz przydałoby się jeszcze dwóch doświadczonych nauczycieli.* Tych niestety brakuje.*
- Znalezienie na rynku "wolnego" instruktora nauki jazdy graniczy z cudem. Mamy do czynienia ze zjawiskiem spadku liczby instruktorów nauki jazdy, nie wzrostu – potwierdził nam trudną sytuację Jakub Ziębka, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika "Szkoła Jazdy".- To tendencja, która utrzymuje się od kilku lat – dodaje.
O ile w Warszawie jeszcze kilka lat temu pracowało około 1600 instruktorów, to ich liczba jest dziś mniejsza o połowę. Tę prawidłowość można zauważyć, przeglądając dane Ministerstwa Infrastruktury. Resort ostatnie statystyki prezentował pod koniec 2015 roku, wówczas zarejestrowanych było 25 800 instruktorów jazdy. Według danych Instytutu Transportu Samochodowego jeszcze w połowie 2014 roku było ich 17 tys. więcej. Obecnie jest jeszcze gorzej. Razem ze spadającą liczbą instruktorów zamykane są kolejne szkoły.
Sytuacja mogła ulec poprawie. Deregulacja zawodów wprowadzona przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina miała ułatwić wstęp do tej grupy zawodowej. Wcześniej instruktor musiał mieć co najmniej średnie wykształcenie i uprawnienia do prowadzenia pojazdów objętych szkoleniem od 3 lat.Teraz wystarczą dwa lata. Trzeba skończyć kurs, zdać egzamin u wojewody i co roku uczestniczyć w trzydniowym szkoleniu doskonalenia zawodowego. Inaczej zostaje się skreślonym z ewidencji instruktorów.
Odwrót od tego zawodu wynika też z kwestii finansowych. Szkoły jazdy konkurują ceną. Najtańsze kursy na kategorię B kosztują około 1000 zł, a klientów nie przekonują droższe, lecz lepiej zrealizowane szkolenia – liczy się papier. Tyle tylko, że za taką kwotę trudno poprawnie przeszkolić młodego kierowcę. Dlatego najczęściej instruktorzy otrzymują minimalną stawkę godzinową. Mało, jeśli mają nie tylko kontrolować, ale i uczyć z indywidualnym podejściem.
Tymczasem – niezależnie czy przyszli kierowcy szturmują szkoły jazdy czy też nie – można zauważyć coraz większe zainteresowanie prawami jazdy. Nie tylko zakładamy więcej profili kandydatów na kierowców, ale i urzędy wydają coraz więcej dokumentów. Przez pierwsze 6 miesięcy 2017 roku wydano około 201 tys. dokumentów. Dwa lata wcześniej w analogicznym okresie było to 180 tys.