Popularny "Borkoś" już jeździ bez sygnałów. Ministerstwo mu nie pozwoliło
Marcin Borkowski jest ratownikiem medycznym, który po pracy dalej ratuje życie i zdrowie ludzi jeżdżąc motoambulansem, czyli specjalnie przygotowanym skuterem. Aby jak najszybciej dotrzeć do poszkodowanych używał sygnałów świetlnych, ale musiał je zdemontować. Wszystko dlatego, że nie dostał na nie pozwolenia.
Znany jest jako "Borkoś", a swoją popularność zawdzięcza prowadzonemu przez siebie kanałowi na serwisie YouTube, gdzie publikuje nagrania ze swoich akcji ratowniczych. Ma ponad 150 tys. subskrybentów, każdy z jego filmów oglądają przynajmniej dziesiątki tysięcy osób, a nierzadko zdarza się, że osoby, którym pomaga, rozpoznają go właśnie z internetu.
Borkowski jest m.in. byłem funkcjonariuszem BOR-u, a przede wszystkim ratownikiem medycznym z ogromnym doświadczeniem. Dzięki temu, że po godzinach pracy jako wolontariusz jeździ skuterem po Warszawie i udziela pomocy medycznej potrzebującym, zyskał wielu fanów, którzy mu kibicują, ale też dziękują i podziwiają. Do tego wszystkiego "Borkoś" wykorzystuje odpowiednio przygotowany skuter piaggio MP3 500, który sam nazywa motoambulansem.
W ten sposób Borkoswki jest w stanie szybko dotrzeć do potrzebujących pomocy, przebijając się przez warszawskie korki. Ponieważ ma uprawnienia do jazdy pojazdami uprzywilejowanymi, to wyposażył swój skuter w sygnały świetlne. Dzięki temu inni kierowcy z daleka widzą, że jedzie i przepuszczają. Jednak teraz musiał zdemontować migające niebieskie światła, gdyż nie dostał zgody MSWiA na korzystanie z nich.
– Gdy budowałem motoambulans, musiałem mieć dokument upoważniający do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych. I go mam – tłumaczy Marcin Borkowski w rozmowie z WP Moto. – Potrzebowałem jeszcze wpisu w karcie pojazdu, że jest on uprzywilejowany. Złożyłem odpowiednie dokumenty do MSWiA i wtedy dowiedziałem się, że muszę mieć umowę z podmiotem leczniczym, który będzie moim dyspozytorem. Ja jednak do tej pory działałem sam dzięki informacjom od świadków zdarzenia – dodaje.
Jak wyjaśnia "Borkoś", kilka podmiotów, do których się zgłosił, nie chciało z nim podpisać takiej umowy, przez co nie dostał pozwolenia MSWiA na korzystanie z sygnałów świetlnych.
– To skutkowało koniecznością zdemontowania sygnałów i obecnie nie mogę ich używać – podsumowuje Borkowski. – To jednak nie zmienia tego, że nadal patroluję ulice i ratuję ludzi, co można śledzić na moich filmach. Tylko teraz muszę to robić bez sygnałów – wskazuje.
Zatem problem leży w tym, że "Borkoś" nie ma oficjalnego dyspozytora i działa na własną rękę. Choć w niektórych miastach w Polsce są ratownicy jeżdżący na motocyklach, to działają w ramach zarejestrowanych struktur. W przypadku Marcina Borkowskiego, który jeździ sam, MSWiA nie wydało zgody i ratownik działający po godzinach pracy musi jeździć skuterem bez sygnałów świetlnych.