Nowy Volkswagen Polo robi wrażenie. Już w wersji podstawowej
- To była odważna decyzja z naszej strony – powiedział Tomasz Tonder, PR Menager Volkswagena, na polskiej prezentacji nowego VW Polo, gdy pokazywał nam bazową wersję samochodu. Po raz pierwszy miałem do czynienia z takim autem w takich okolicznościach. Ale klienci właśnie z takimi wersjami mają kontakt.
Przedstawiciel Volkswagena miał rację – wystarczy popatrzeć na zdjęcia prezentujące skromne auto. Zwykle podczas prezentacji mamy do czynienia z najlepiej wyposażonymi egzemplarzami. Z kilku powodów. Po pierwsze, lepiej wyglądają na zdjęciach. Po drugie, lepiej jeżdżą. Po trzecie, mamy wówczas do czynienia ze wszystkim, co jest dostępne w konkretnym modelu. Po czwarte, najczęściej wersje bazowe w środku wyglądają tak okropnie, że ukrywa się je nawet w salonach.
Tym razem było inaczej. Volkswagen odważnie zaprezentował pośród bogato wyposażonych egzemplarzy, a także sportowych wersji GTI, auto, które prawdopodobnie będzie kupował typowy Kowalski. Wybrany przeze mnie do jazd testowych Polo Trendline pokazuje rzeczywistość, a ta wygląda... nieźle.
Wszystko w podstawie
Od razu zaznaczę, że Polo Trendline nie jest najtańszą, ale jest podstawową wersją tego samochodu. Niżej jest tylko specyfikacja Start, przeznaczona dla... nie wiadomo kogo, ponieważ nie ma ani mocy, ani klimatyzacji. To w praktyce zubożona wersja bazowa.
Volkswagen słusznie się chwali, że Polo Trendline jest autem wyposażonym kompletnie, jeżeli ktoś nie ma zbyt wysokich wymagań względem miejskiego samochodu segmentu B. Na pokładzie jest nie tylko klimatyzacja, ale także duże radio z komputerem pokładowym, które można już nazwać systemem multimedialnym. Ekran ma aż 6,5 cala przekątnej.
Jest łączność Bluetooth, elektrycznie sterowane lusterka i wszystkie szyby, dzielona i składana kanapa, podwójna podłoga w bagażniku, światła do jazdy dziennej, system zapobiegający kolizjom z wykrywaniem pieszych. Tu naprawdę można mówić o aucie, które ma wszystko, czego trzeba.
Do pełni szczęścia, a tak na dobrą sprawę dla lepszego wyglądu, brakuje jedynie aluminiowych obręczy kół. Wymagają dopłaty 2520 zł. Bez nich Polo z silnikiem o mocy 75 KM – takim jeździłem – kosztuje 51 590 zł. Dużo jak na wersję, którą można uznać za podstawową. Ale w zamian klient dostaje mniej więcej tyle, co w środkowych specyfikacjach konkurencji. Po dopłaceniu 3300 zł można mieć wersję silnikową 1.0 TSI o mocy 95 KM. To już jest szybki samochód.
75 KM wystarczy do miasta
Do miasta i wokół domu. Na trasie litrowy silnik wolnossący też jest niezły, ale przy wyprzedzaniu brakuje mu mocy. Dobrze zbiera się z niskich obrotów do niskich prędkości. Powiedzmy, że 90 km/h to granica, do której nie można narzekać na brak dynamiki. Powyżej się męczy.
Od turbodoładowanego TSI odróżnia go nie tylko moc i moment obrotowy, ale także skrzynia biegów. Tu mamy pięć przełożeń i fantastycznie precyzyjny mechanizm – moim zdaniem lepszy niż w przekładni z sześcioma biegami. Ma też dobrze dobrane przełożenia. Piąty bieg na trasie nie męczy, silnik pracuje cicho. Podczas przyspieszania przyjemnie brzęczy i nie jest pod tym względem natarczywy jak silniki 4-cylindrowe.
Zaskakująco jędrne jest zawieszenie, które dzięki oponom w rozmiarze 185/70 R14 nie boi się miejskich studzienek, wyrw w asfalcie czy nieuważnego, zbyt szybkiego przejechania przez progi zwalniające. Elektrycznie wspomagany układ kierowniczy jest wystarczająco precyzyjny, a systemy kontroli stabilizacji auta działają subtelnie, nie dając praktycznie o sobie znaku. Do tego stopnia, że po zerwaniu przyczepności można odnieść wrażenie, iż to kierowca kontroluje sytuację, a tymczasem elektronika mu w tym delikatnie pomaga.
Wsiadać bez obaw
Tak jak wspomniałem na początku, wnętrza samochodów segmentu B w wersji podstawowej są okropne. Nie wszystkie, ale większość. Wręcz śmierdzą, a plastiki wyglądają tandetnie, często są w szaro-ponurych kolorach, a poszczególne elementy nie różnią się od siebie. Przykładów nie trzeba daleko szukać, bo Grupa VW składa się z kilku marek.
Polo robi dobre wrażenie. Jest przestronne, dobrze wykonane, a materiały nie odpychają, również zapachem. Auto dzięki bogatemu wyposażeniu w ogóle nie przypomina odmiany bazowej. Ma przyjemnie wyglądającą wielofunkcyjną kierownicę, rozbudowany komputer, bogate wskaźniki, a także sporo schowków. Podłokietnik wymaga dopłaty 510 zł. Radioodtwarzacz z 4 głośnikami gra co prawda "do przodu", ale bardzo ładnie jak na podstawowy sprzęt i ma rozbudowany equalizer.
Zaskakująco wygodne są fotele przednie z dość długimi siedziskami. Niestety ich kształt z tyłu jest zupełnie inny niż w prezentowanej również bogatej specyfikacji Highline, przez co w wersji Trendline jest z tyłu ciaśniej. Z innymi fotelami, nawet w GTI, jest dużo miejsca. Tak jak do szczęścia z zewnątrz brakuje aluminiowych felg, tak wewnątrz skórzanej kierownicy. Niestety nie ma jej w opcji, ale są warsztaty, które sobie z tym poradzą.
Obsługa samochodu to mistrzostwo świata w wykonaniu Volkswagena, a podczas jazdy można się w Polo poczuć niemal jak w kompakcie. Szczególnie z przodu nie ma obszerniejszego auta w tym segmencie. Nieprawdą jest natomiast to, że z tyłu Polo nie ma konkurentów. Pod względem ilości miejsca nie dorasta do pięt Suzuki Baleno. Ale w tym przypadku... patrz pierwszy akapit o wnętrzu.
Nie da się w Polo pominąć tematu bagażnika. Ma 351 l pojemności, czyli o 4 l mniej niż w bliźniaczym Seacie Ibizie, ale to wciąż czołowa wartość w klasie. Istotny jest tu jego kształt, znany z aut kompaktowych. Zwykle bagażniki w segmencie B są głębokie, ale krótkie. Ten można dobrze wykorzystać również dzięki podwójnej podłodze. Oparcia siedzeń jednak nie kładą się na płasko.
Podsumowując, bazowe Polo robi świetne wrażenie. Byłbym jednak ignorantem, gdybym nie zwrócił uwagę na wysoką cenę. To zasadniczo najdroższy samochód w segmencie, nie licząc modeli premium. Volkswagen próbuje natomiast przekonać wysoką wartością rezydualną, czyli niskim spadkiem wartości. W praktyce ma to sens.