Norwescy eksperci drogowi zobaczyli słynny film z A1. Miażdżąca ocena Polski
- Byłem w waszym kraju i po tym, co zobaczyłem na drogach, byłem po prostu przestraszony - mówi WP Bard Morten Johansen, ekspert Norweskiej Rady Bezpieczeństwa Drogowego. Uważa, że tylko surowe kary finansowe i odbieranie praw jazdy powstrzymają piratów drogowych, a ocalą tysiące polskich ofiar wypadków.
Pamiętacie ten film z autostrady A1? Sprawca zderzenia, które o mało nie skończyło się masakrą 4-osobowej rodziny, wykpił się 500-złotowym mandatem. Kiedy zbulwersowani polscy kierowcy dyskutowali nad wysokością kar dla piratów, Norwegowie opublikowali własne, sensacyjnie dobre statystyki wypadków drogowych. Przez cały rok ginie tam mniej osób, niż w Polsce podczas miesiąca. Zapytaliśmy Norweskich ekspertów co sądzą o takim zachowaniu i jak pozbyli się piratów drogowych z własnych dróg. Przesłaliśmy im słynny film. Niestety, odpowiedź nie była miła.
- Takie zachowania na drodze można próbować zmieniać za pomocą wielu drobnych przepisów, ale z naszego doświadczenia konfiskata prawa jazdy jest najbardziej skuteczna - mówi Bard Morten Johansen, ekspert organizacji Trygg Traffik, zajmującej się bezpieczeństwem na drogach. - Kierowcy tylko wtedy dostosują się do przepisów, jeśli uznają, że w każdej chwili mogą być złapani i od razu surowo ukarani. Tylko subiektywne ryzyko kary jest skutecznym sposobem poprawy bezpieczeństwa na drogach - dodaje Johansen.
Boję się polskich dróg
Okazuje się, że przedstawiciel rady bezpieczeństwa drogowego był w Polsce na wakacjach. - Po tym, co zobaczyłem, byłem po prostu przestraszony - dodaje. Odniósł się do samego filmu. - Gdyby coś takiego wydarzyło się w Norwegii, kierowca od razu straciłby prawo jazdy na kilka miesięcy. Spotkałaby go również bardzo wysoka kara finansowa - ocenia.
Oprócz wysokich kar za przekroczenie prędkości, norweskie przepisy definiują coś takiego jak agresywny styl jazdy. To m.in. niebezpieczne wyprzedzanie, jazda na zderzaku, czyli bez zachowania bezpiecznej odległości, a także ostre przyspieszanie i hamowanie na terenie miast. - Traktujemy to jako poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa pieszych, kierowców i ich pasażerów. Policja odnotowuje zachowanie na koncie kierowcy. Po trzech upomnieniach zabieramy prawo jazdy na pewien czas - mówi dalej Bard Morten Johansen. - Tę politykę zrozumiecie dopiero uzmysławiając sobie, że za każdym wypadkiem kryje się tragedia dotykająca rodziny, przyjaciół, kolegów i społeczności. Wszyscy w Norwegii zgodzili się: nie chcemy tego. Dlatego dążymy do sytuacji, aby w wypadkach drogowych było zero ofiar - podkreśla.
To z tego powodu w Norwegii mówi się, że jeśli ktoś łamie przepisy drogowe, to na pewno jest to przyjezdny. Inna sprawa, że system drakońskich kar wprowadzono równolegle z inwestycjami w drogi i oznaczenia. Po każdym śmiertelnym wypadku eksperci zastanawiają się, czy w tym miejscu można poprawić bezpieczeństwo, odpowiednio przebudowując drogę. Tak, aby nikt nie miał powodu do narzekań w rodzaju: "na tym skrzyżowaniu nic nie widać", albo "zakręt był zbyt ostry". W ten sposób Norwegia stała się najbezpieczniejszym krajem dla kierowców w Europie. W całym 2017 roku zginęło tam jedynie 107 osób (w Polsce 2,8 tys.ofiar śmiertelnych, a ok. 39 tys. rannych).
Wyjątkowo łagodna policja?
Wróćmy jednak do autostrady A1 i kierowcy BMW. Najbardziej absurdalnym komentarzem w tej sprawie zasłynął... ekspert bezpieczeństwa ruchu drogowego Komendy Głównej Policji. - On chyba musiał przeżyć to, co przeżył. Teraz chyba już zdejmie nogę z gazu - powiedział dziennikarzom TVN Fakty nadkomisarz Radosław Kobryś z Komendy Głównej Policji. W krótkiej wypowiedzi do kamery przekonywał, że stres, jaki podczas taranowania Skody przeżył 40-letni kierowca BMW, skłoni go do bardziej rozważnej jazdy w przyszłości.
Tylko cudowny zbieg okoliczności uratował przed śmiercią, kalectwem i poważnymi obrażeniami pasażerów Skody. Autem, które rozpadło się na kawałki, podróżowała dwójka kilkuletnich dzieci. Przypomnijmy, że co roku na polskich drogach ginie kilkadziesiąt najmłodszych pasażerów - w 2016 roku zginęło 72 dzieci, a ponad 2,6 tys. zostało rannych. Dla porównania w Norwegii nie zginęło ani jedno dziecko.
Zapytaliśmy też łódzką policję, czy rzeczywiście nie można było poskromić pirata wnioskiem do sądu o odebranie prawa jazdy. - Kierowca BMW przyznał się do odpowiedzialności za spowodowanie zderzenia. Przyjął maksymalny mandat, jaki w sytuacji kolizji mógł zostać wystawiony przez policjanta - tłumaczył WP asp. Grzegorz Stasiak z Komendy Powiatowej Łódź-Wschód.
Najprawdopodobniej policjant z drogówki nie widział jednak przerażającego filmu nagranego przez świadka. Oceniał zdarzenie po skutkach: dwa rozbite auta, nikomu nic się nie stało, sprawca z BMW wyraził skruchę, no to... mandacik. - Nie ma już sensu roztrząsać tej sprawy. Podjęta decyzja kończy postępowanie i nie da się tego cofnąć - dodał aspirant Stasiak.