Z reguły nowe auto jeszcze przed wyjechaniem na ulice jest wyposażane w autoalarm i immobiliser. Na co więc zwrócić należy uwagę odbierając samochód z warsztatu instalującego zabezpieczenia?
Niestety nie ma uniwersalnego sposobu na sprawdzenie, czy autoalarm albo immobiliser działają prawidłowo. Z reguły dopiero próba kradzieży (często zakończona powodzeniem) pokazuje, ile warte było urządzenie zainstalowane w samochodzie. Dla pełnego sprawdzenia skuteczności ochrony pojazdu należałoby doskonale znać instalację elektryczną auta, budowę urządzeń zabezpieczających montowanych w pojeździe oraz metody kradzieży stosowane przez złodziei. Siłą rzeczy przeciętny Kowalski nie jest w stanie sprawdzić i ocenić jakość zainstalowanych urządzeń kradzieżowych. Niemniej są pewne elementy, które wskazują, czy taka instalacja została wykonana prawidłowo lub czy wręcz nasze auto nie zostało przygotowane do szybkiej i bezproblemowej kradzieży.
Na skuteczność systemu ochrony pojazdu składają się dwa podstawowe elementy – jakość samego urządzenia oraz poprawność instalacji.
Urządzenia
Dobrej jakości urządzenie zabezpieczające powinno być bezpieczne oraz gwarantować – przy prawidłowym montażu – brak możliwości szybkiego rozbrojenia systemu wyposażonego w taki autoalarm czy immobiliser.
Jeszcze nie tak dawno istniał prosty sposób unicestwiania alarmu polegający na zwarciu żarówek kierunkowskazu, co powodowało przepalenie bezpiecznika głównego autoalarmu i tym samym jego wyłączenie. Blokada zapłonu nie działała w takiej sytuacji należycie i samochód nadawał się do odjazdu. | [
]( javascript:otworz('http://i.wp.pl/a/f/jpeg/9806/alarm-1-b.jpeg',375,500) ) |
| --- | Obecnie w urządzeniach montuje się bezpieczniki (nie wymagających użycia zewnętrznych bezpieczników), które odcinają prąd zwarciowy, a po usunięciu zwarcia stan układu powraca automatycznie do stanu wyjściowego sprzed zwarcia. Złodzieje radzą sobie z tym tak, że odcinają sygnalizację wizualną (dźwięk i migające światła) i zyskują czas na manipulacje w samochodzie.
Starsze modele nawet markowych alarmów Silicon czy Prestige miały z kolei tak skonstruowaną blokadę spoczynkową, że wystarczyło oderwać jedną nóżkę zasilającą, co z kolei powodowało brak prądu w systemie i jego brak reakcji na próbę kradzieży, gdyż przekaźnik pracował w pozycji spoczynkowej (a nie w prądowej). Następowało więc odcięcie zasilania blokady i mimo wyjącej syreny możliwe było uruchomienie samochodu. Obecnie można spotkać takie rozwiązania już tylko w tanich alarmach sprowadzanych z Dalekiego Wschodu. W dodatku może zdarzyć się, że kody w takim urządzeniu są rzeczywiście zmienne, ale we wszystkich egzemplarzach są nadawane w identycznej sekwencji. Tak więc warto się zastanowić przed zakupem taniego, ale nieskutecznego urządzenia.
Montaż
Instalator często nie jest w stanie – mając na uwadze koszt urządzenia, oczekiwaną marżę i czasochłonność montażu – wykonać instalację w sposób profesjonalny, poświęcając temu odpowiedni czas. Dlatego często wykonuje swoją usługę niestarannie, co przekłada się na łatwość kradzieży tak zabezpieczonego samochodu.
Jak powinna być prawidłowo wykonana instalacja takich urządzeń? Montaż powinien być wykonany w taki sposób, żeby urządzenie (centralka) była niewidoczna w samochodzie, zaś przewody zakamuflowane w taki sposób, żeby była trudna do zlokalizowania (kable zawinięte w wiązkach, pozbawione jakichkolwiek widocznych śladów identyfikacyjnych). Przyłącza oraz główny bezpiecznik powinien być urządzeniem oddzielnym wplecionym w wiązkę i widoczny dopiero po odwinięciu izolacji. Dodatkowo jego umiejscowienie powinno być różne w każdym samochodzie i znane tylko jego właścicielowi.
Jednym z prostszych zabezpieczeń jest odcięcie zasilania pompy paliwa. Ale można się do niej łatwo dostać (aby podłączyć zasilanie) – z reguły wystarczy odkręcić dekiel znajdujący się pod tylną kanapą. Dlatego dobry instalator zanituje dekiel, co znacznie utrudni dostęp do pompy (co łatwo sprawdzić pod kanapą).
Często największą wadą samego montażu jest jego powtarzalność we wszystkich samochodach. Jeśli diler proponuje montaż urządzeń przeciwkradzieżowych spośród dwóch czy trzech możliwych do wyboru można być niemal pewnym, że poszczególne ich rodzaje są montowane w identyczny sposób. | [
]( javascript:otworz('http://i.wp.pl/a/f/jpeg/9806/alarm-2-b.jpeg',375,500) ) |
| --- | Można więc przyjąć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że każde auto marki X kupione u dilera Y (a o tym informują z reguły napisy reklamowe na tablicach rejestracyjnych) ma takie samo urządzenie założone w identycznym miejscu w pojeździe, o czym złodzieje doskonale wiedzą. Unieszkodliwienie takiego systemu to dla nich tylko kilka minut fatygi.
Kolejną sprawą jest brak kwalifikacji instalatorów. Często instalują oni urządzenia według tego samego schematu nie zdając nawet sobie sprawy (albo doskonale o tym wiedząc), że pokonanie takiego zabezpieczenia to kwestia nawet nie minut, ale sekund. Podstawowymi błędami przy instalacji to umiejscowienie syreny w łatwodostępnym i widocznym miejscu. Unieszkodliwienie wyjącego alarmu to po prostu otwarcie maski i jedno uderzenie młotkiem w syrenkę. A ponieważ dla złodzieja kradziony samochód nie przedstawia wartości (dopóki nie zostanie przez niego uprowadzony), więc nie będzie stosował wyrafinowanych metod i użyje narzędzi należących raczej do arsenału kowala niż chirurga.
Rzetelny rzemieślnik, których jest niestety coraz mniej, umieści centralkę w trudnodostępnym miejscu, w dodatku będzie się starał lokować ją w różnych miejscach w każdym samochodzie, w którym zakłada zabezpieczenie. Przewody będą identyczne (a więc żadnych możliwości ich identyfikacji według kolorów koszulek czy znaczników), a elementy instalacji dobrze ukryte i zamaskowane (np. skuteczne jest pomalowanie przekaźnika w celu utrudnienia identyfikacji jego nóżek, zamaskowanie taśmą izolacyjną przewodów oraz bezpiecznika głównego, schowanie syrenki w trudno dostępnym miejscu).
Przyszykowany do kradzieży
Osobną kwestią są nieuczciwi instalatorzy, którzy szykują samochód do kradzieży. Często już po kilku dniach czy tygodniach od wizyty w warsztacie ulatnia się on mimo zainstalowanych zabezpieczeń. Z pozoru urządzenia działają poprawnie, włączanie i wyłączanie alarmu i immobilisera odbywa się bez przeszkód, ale w sobie (i złodziejowi) tylko znanym miejscu elektryk montuje przewód (lub końcówki), który wystarczy przeciąć (lub połączyć), aby rozbroić zabezpieczenia. Inną metodą stosowaną przez oszustów jest wymontowanie transpondera z oryginalnego kluczyka podczas wizyty w warsztacie i przyklejenie go na stałe w pobliżu stacyjki w ukrytym miejscu. Dzięki temu możliwe jest uruchomienie auta kluczem dorobionym z tzw. surówki, bez transpondera (bo ten znajduje się przecież w aucie). Dorobiony kluczyk służy wtedy tylko do otwarcia blokady kierownicy. W takim przypadku istnieje prosta metoda sprawdzenia, czy w aucie nie dokonano takiej manipulacji – wystarczy dorobić taki zapasowy klucz płacąc kilka złotych i po
każdorazowej wizycie w serwisie sprawdzić, czy istnieje możliwość włączenia silnika za jego pomocą. Jeśli tak – oznacza to, że jego auto zostało spreparowane do kradzieży.
Nie istnieje jedna prosta metoda sprawdzenia instalacji zabezpieczającej – zbyt wiele elementów należałoby sprawdzić, a każdy kierowca musiałby być elektronikiem. Ale można podczas odbioru auta (czy w salonie, czy w warsztacie) przynajmniej zadać kilka pytań instalatorowi związanych z poruszonymi tu problemami, poprosić o pokazanie elementów instalacji, sprawdzić czy są odpowiednio zakamuflowane. Każda konsternacja elektryka czy wręcz próba uniknięcia odpowiedzi w takiej sytuacji może być sygnałem ostrzegawczym, że coś nie jest w porządku.
Co ciekawe, stosunkowo łatwo byłoby sprawdzić i zidentyfikować zakłady, w których urządzenia zabezpieczające, często nieodpowiedniej jakości, są montowane niedbale lub auta są wręcz przygotowywane do kradzieży. Kilka lat temu Sekcja Autoalarmów Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Producentów, Projektantów i Instalatorów Systemów Alarmowych postulowała nie tylko weryfikację samych urządzeń (co dziś czyni PIMOT), ale także skuteczność ochrony i certyfikację instalatorów. Wtedy przez krótki okres właściciele aut wyposażonych w system zabezpieczający mający certyfikat mogli liczyć na zniżkę w ubezpieczeniu AC. Niestety wkrótce sytuacja się zmieniła i odtąd ubezpieczyciele wymagali, aby auto było wyposażone w taki system, zaniedbując zupełnie sprawę jego jakości oraz montażu. A przecież wystarczyłoby prowadzić statystyki kradzieży, z których byłoby widać, które zakłady elektromechaniki pojazdowej są rzetelne, a ich ochrona skuteczna, a które są tylko przykrywką dla złodziei. Przy okazji jednak mogłoby się okazać, że
instalacje masowo zakładane prze dilerów nie są zbyt skuteczne…
Autor: Tomasz Kurzacz