Nad wodą też możesz stracić prawo jazdy. Nie trzeba nawet wsiadać do auta
Polacy spędzają ostanie wolne dni nad jeziorami, lecz nie zdają sobie sprawy, że spotkanie z policją nie zawsze kończy się wyłącznie mandatem. Zabawa skuterem czy łodzią motorową może skończyć się utratą prawa jazdy.
W Mrągowie i Giżycku wystarczył jeden dzień, by trzem mężczyznom postawiono zarzuty za popełnienie przestępstwa, jakim jest kierowanie w stanie nietrzeźwości. Grozi im kara 2 lat pozbawienia wolności i utrata prawa jazdy nawet na 15 lat. Nie zasiedli oni jednak za kierownicą samochodów. Zatrzymali ich funkcjonariusze patrolujący jeziora.
Pływanie pod wpływem alkoholu jakimkolwiek sprzętem wodnym, który ma silnik, traktowane jest jak jazda autem. Skuter, poduszkowiec czy motorówka poruszające się po zbiorniku wodnym są z punktu widzenia prawa takim samym zagrożeniem jak samochód.
Z uprawnieniami nie pożegnają się osoby na "podwójnym gazie" pływające kajakiem czy rowerem wodnym, choć i w takich wypadkach nie pozostają one bezkarne. Mandat może wynieść nawet 500 zł. Do tego należy doliczyć koszty odholowania sprzętu. Te są ustalane indywidualnie przez rady powiatów.
Należy pamiętać, że nie ma znaczenia rodzaj zbiornika wodnego czy też odległość od brzegu. Uważać trzeba również na kapoki dla wszystkich osób znajdujących się na pokładzie. W przypadku ich braku trzeba liczyć się z mandatem w wysokości od 20 do 500 zł.