Diabeł w garniturze
Każdy w odpowiednim czasie dojdzie do etapu, kiedy przyjdzie mu się zmierzyć ze stateczną limuzyną łączącą w sobie cechy auta rodzinnego i reprezentacyjnego. Co jednak w sytuacji, gdy głęboko w świadomości tli się natura sportowca żądnego zastrzyku adrenaliny na górskich serpentynach. Lekarstwo na tę przypadłość znaleźli Niemieccy inżynierowie opracowując AMG bazujące na Klasie E. W specyfikacji S, dodatkowo wzmocnionej i wyposażonej w napęd na cztery koła.
Fenomen klasycznej Klasy E polega na kamuflażu podobnym do garnituru uszytego na mistrza kulturystyki. Niby świetnie leży i z daleka nie widać muskułów, ale wystarczy podejść bliżej, aby dostrzec detale zdradzające prawdziwe oblicze. W Mercedesie to przede wszystkim żółte zaciski z emblematem sportowej stajni i dyfuzor z przeprojektowanym tylnym zderzakiem. Reszta jest niemal identyczna ze słabszymi odmianami. Nadwozie zaopatrzono w pełni LED-owe oświetlenie adaptacyjne, 19 lub 20-calowe obręcze ze stopów lekkich, a także niskoprofilowe opony pozwalające przenieść ogromny potencjał silnika na asfalt.