Mandaty z wideorejestratora bez nagrań
_ Zdjęcia mają charakter wyłącznie ilustracyjny. Zamieszczone teksty nie dotyczą osób umieszczonych na zdjęciach. _
Część kierowców, ukaranych za zbyt szybką jazdę na śląskich odcinkach A1 i A4 przez patrol policji w nieoznakowanym radiowozie, mogło być niewinnych. Mandaty oraz wnioski do sądu wystawiono mimo awarii wideorejestratora i braku bezpośrednich dowodów popełnienia wykroczeń.
Policja w walce z piratami drogowymi dysponuje sporym arsenałem. Niezwykle skuteczne okazują się nieoznakowane radiowozy wyposażone w wideorejestratory. Jak to działa? Umieszczona na desce rozdzielczej auta kamera rejestruje wydarzenia na drodze i wyświetla aktualną prędkość radiowozu. Policjanci, którzy chcą sprawdzić, jak szybko jedzie napotkany kierowca, muszą przez kilkanaście sekund utrzymywać stały odstęp od jego samochodu. Wówczas należy uznać, że poruszał się on z prędkością równą tej rozwijanej przez radiowóz.
Korzystanie przez policję z wideorejestratorów budzi wiele emocji. Po pierwsze zmusza patrol policji do łamania przepisów drogowych, a więc zwiększa zagrożenie na drodze. Po drugie kierowcy często podważają dokonywany w ten sposób pomiar - w końcu na ekranie widnieje prędkość radiowozu, a nie jadącego z przodu samochodu. Stąd zatrzymani często uważnie analizują policyjne nagranie. Część ukaranych kierowców nie chce jednak oglądać filmu ze swoim udziałem. Postanowili to wykorzystać śląscy policjanci, którzy mimo awarii wideorejestratora nakładali mandaty na poruszających się autostradami A1 i A4.
Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, pomiędzy 17 a 26 grudnia 2014 roku wideorejestrator numer 024, zamontowany w nieoznakowanym radiowozie gliwickiego komisariatu autostradowego, nie działał poprawnie. Jak twierdzą zatrzymani wówczas kierowcy, na ekranie widać było jedynie kontury poruszających się drogą aut. Bardzo utrudniało to zidentyfikowanie zarejestrowanego modelu i wręcz uniemożliwiało odczytanie jego numerów rejestracyjnych. Mimo to funkcjonariusze używali sprzętu i karali kierujących. Niektórzy przyjęli mandat bez oglądania filmu, część chciała jednak zobaczyć dowód swojego przewinienia. Kierowcy, widząc jakość nagrania, odmawiali przyjęcia mandatu. Przeliczyli się jednak ci, którzy uważali, że sędzia nie ukarze ich bez dowodu, pokazującego winę czarno na białym.
Jak się okazało, sąd w Zabrzu w ogóle nie potrzebował do tego filmu. Nagrań dokonanych przez wadliwy wideorejestrator policjantom nie udało się skopiować na dysk twardy komputera. Pozostały jedynie dane dotyczące czasu dokonywania pomiarów. Nie był to pierwszy przypadek awarii pechowego urządzenia. Już wcześniej policjanci zgłaszali nieprawidłowe funkcjonowanie wideorejestratora numer 024, który zacinał się podczas pracy. Wgrywanie nowego oprogramowania do urządzenia nie poprawiało sytuacji na długo. Obecnie urządzenie jest już ponoć sprawne.
Co z osobami ukaranymi za zbyt szybką jazdę w czasie, gdy wideorejestrator działał wadliwie? Ci, którzy przyjęli mandat, nie mogą już nic zrobić. Pozostali mogą jednak dochodzić swoich praw. Nawet jeśli wydany zaocznie, a więc bez udziału oskarżonego, werdykt jest niekorzystny, można się z nim nie zgodzić. Wówczas dojdzie do procesu, podczas którego policja powinna przedstawić dowód na popełnienie wykroczenia. Niestety, nawet w przypadku, gdy nie ma filmu, na zdaniu sędziego może zaważyć zeznanie mundurowych. Pozostaje jednak pytanie, na jakiej podstawie mogli oni określić prędkość kierowcy? Jeśli wskazań wadliwego wideorejestratora nie należy brać za dobrą monetę, jako jedyny punkt odniesienia funkcjonariuszom pozostawał licznik radiowozu. Ten nie jest jednak urządzeniem pomiarowym z dokonanym przez Główny Urząd Miar zatwierdzeniem typu i dopuszczeniem do użytku. Oznacza to, że dokładność jego wskazań można zakwestionować.
Jak sprawę podsumowuje policja? - To był tylko jeden przypadek. Policjantom nie udało się zgrać na komputer dowodu w sprawie kierującego, ale został on ukarany przez sąd na podstawie zeznań funkcjonariuszy – mówi podinsp. Andrzej Gąska, rzecznik prasowy śląskiej policji. - Kiedy dowiedzieliśmy się, że urządzenie stwarza problemy, zostało wycofane ze służby i poddane naprawie. Dopiero gdy było już sprawne, a także ponownie dopuszczone do użytkowania, wróciło na drogi. Wcześniej rzeczywiście policjanci zgłaszali problemy z obrazem na urządzeniu i były one na bieżąco rozwiązywane przez serwisantów. Nie mieliśmy jednak informacji o tym, że wideorejestrator wskazywał nieprawidłową prędkość. Zeznania policjantów należy więc uznać za wiarygodne.
tb, moto.wp.pl